Artykuł Czego powinniśmy się uczyć od Amerykanów? pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Ze względu na moją ogromną miłość do Stanów, przyznaję, że pewnie we wpisie nie jestem obiektywna przy niektórych punktach. Dlatego tym bardziej zachęcam do dyskusji! Może Ty też byłeś w Stanach i zauważyłeś coś, czego brakuje Polsce lub Polakom, a ja o tym nie napisałam? A może coś fajniejszego jest u nas? Taki wpis też mam w planach – o rzeczach, których Amerykanie powinni się uczyć od nas, ale o tym później.
Jestem tym faktem za każdym razem zszokowana! Podczas pierwszej podróży do Nowego Jorku w ciągu trzech dni usłyszałam od jakiegoś chłopaka, że mam świetne buty (były różowe, więc dziwne, że zwrócił uwagę), od pani ochroniarz przy stacji metra głośne „heyyy hooney” i szeroki uśmiech, a wszystkie panie obsługujące mnie przy kasie w sklepie zawsze były niesamowicie miłe i zagadywały rozmową. Skąd to się u nich bierze? Nie mam pojęcia. Ale w Polsce byłoby przyjemniej, gdyby obcy ludzie byli do siebie bardziej życzliwi, prawda?
Kiedyś od kogoś usłyszałam, że Amerykanie są strasznie sztuczni, bo ciągle się uśmiechają, nawet gdy nie mają powodu. Idziesz ulicą, napotkasz przypadkowo czyjś wzrok to na 95% się do Ciebie uśmiechnie. I od razu Ty też się automatycznie uśmiechasz. I wszystko jest piękniejsze. Mnie się to niesamowicie podoba! Lepiej żyje się w miejscu, w którym wszyscy są mili i się do siebie uśmiechają.
Zauważyłam, że USA ma to do siebie, że łatwiej ufa się ludziom. U nas z góry zakłada się, że ktoś chce Cię okraść, oszukać lub od razu musisz się tłumaczyć. Zwróciliście uwagę, że w Polsce ludzie nie patrzą sobie w oczy? Tam nie ma z tym problemu.
Ale w tym pozytywnym znaczeniu. Tam możesz iść środkiem ulicy ubrana w piżamę, kalosze, plastikową koronę i gwarantuję Ci, że nikt nie zwróci na Ciebie uwagi. A może nawet przybiją Ci piątkę i powiedzą, że nieźle wyglądasz. W Stanach, jeśli jesteś inaczej ubrany to znaczy, że wyrażasz siebie, a w Polsce jesteś dziwakiem. Nie zliczę, ile razy będąc w domu nie chciałam nałożyć na siebie zbyt kolorowych ubrań z obawy, co pomyślą inni.
Zawsze myślałam, że amerykańskie filmy są mocno przekoloryzowane. Jakie było moje zdziwienie, gdy podczas pierwszego road tripu po zachodnich Stanach co chwilę widziałam wywieszone flagi. Amerykanie wierzą, że rodzą się w najlepszym państwie. Przodują praktycznie w każdej dziedzinie. Jeśli ma powstać coś nowego, na pewno powstanie w Stanach lub są w stanie sprowadzić do siebie specjalistów z drugiego końca świata. Ciężko nie być pewnym siebie, gdy jest się przekonywanym na każdym kroku, że żyje się w wyjątkowym miejscu. My, Polacy, wiecznie słyszymy, że jesteśmy oszustami i alkoholikami. U nas świętuje się porażki, organizuje marsze, a tam świętują zwycięstwa i organizują parady. Widzicie różnicę?
Nie zdajecie sobie sprawy, jaka byłam zaskoczona, gdy zobaczyłam, że w Stanach nawet bankomat jest Drive Thru. I apteka, i Starbucks. I w sumie mają rację. Po co masz wychodzić z auta i wchodzić do apteki z innymi osobami z ryzykiem zarażenia, gdy potrzebujesz kupić leki? Bezpieczniej jest podjechać prosto pod okienko i wypłacić pieniądze niż narażać się na obrabowanie wracając do auta z bankomatu. Do tego szerokie miejsca parkingowe! Dlaczego u nas wydzielane są tak wąskie miejsca, a potem po zaparkowaniu auta nie możemy się przecisnąć między jednym a drugim samochodem?
Szczególnie jeśli chodzi o jazdę autem. Przykład? Jest ich kilka! Po pierwsze: wszystkie auta są w automacie, co jest zdecydowanie wygodniejsze dla każdego i co pozwala równo ruszyć na światłach (jak mnie to denerwuje w Polsce, że każdy rusza w innym tempie i mało ludzi przejeżdża na zielonym!). Po drugie: możliwość skręcania w prawo na czerwonym świetle, chyba że znak zabrania skrętu. ALE! W mieście Nowy Jork jest to zakazane. Po trzecie: sygnalizacje świetlne umieszczone są za skrzyżowaniem po przeciwnej stronie. Wtedy jeśli podjedziesz do wyznaczonej linii, nie musisz się wyginać i wychylać, by zobaczyć, czy już masz zielone światło. Po czwarte: zdecydowanie dłużej świeci się żółte światło. Dzięki temu jadąc z większą prędkością, nie musisz ostro hamować, by nie złamać przepisu i przejechać na czerwonym świetle. Po piąte: w San Francisco rzuciły mi się w oczy skrzyżowania ze znakiem stop – każdy musi się zatrzymać i rusza ten, kto przyjechał pierwszy. Dużo bardziej podoba mi się to rozwiązanie niż popularne u nas skrzyżowania równorzędne lub z pierwszeństwem, do których podjeżdżasz i musisz się rozglądać, kto ma pierwszeństwo, bo znaki często ukryte są za drzewami. Różnic ułatwiających jazdę i funkcjonowanie na drogach jest cała masa, ale tylko te rzuciły mi się w oczy do tej pory.
Szczególnie jeśli chodzi o policjantów. W Polsce przekroczysz prędkość lub przejedziesz na czerwonym świetle, łapie Cię policja i wlepia mandat. Bierzesz go, płacisz i wkurzasz się na policjanta. W Stanach, gdy podjedzie do Ciebie policjant, od razu zaczynasz się bać. Najprawdopodobniej również wlepi Ci mandat, ale proste słowa „ej, gościu, nie rób tak więcej, bo mogłeś kogoś potrącić, a jedziesz z dzieckiem i mogła stać mu się krzywda” powiedziane przez poważną osobę w mundurze i policyjnym aucie zrobią większe wrażenie i na pewno je zapamiętasz. Warto obejrzeć sobie TEN filmik z sędzią ze Stanów Zjednoczonych. Myślicie, że większą karą byłby dla tego mężczyzny mandat czy zdanie sobie sprawy, że mógł skrzywdzić swoją rodzinę?
W USA praktycznie wszystko kupisz w wielopaku lub w dużym rozmiarze. Napoje, słodycze, lody pakowane po 12 sztuk i tak dalej. I mega mi się to podoba! Tam ulubiony szampon kupisz w opakowaniu 1-litowym, dwukilogramowe opakowanie sera żółtego w plastrach lub kilogramową paczkę M&M’sów. Po co masz kupować żel do mycia ciała w mini opakowaniu, skoro można kupić od razu 1,5 litra i mieć z głowy. :)
Przykład? Robiąc zakupy w większych marketach najczęściej nie musisz martwić się o pakowanie zakupów. Przeważnie przy kasjerce zamontowana jest obrotowa półka z wieszakami, do których przymocowane są reklamówki i gdy tylko kasjerka zeskanuje produkt od razu pakuje go w zawieszoną na wieszaczku siateczkę. Zdażyło mi się też spotkać z wyznaczonymi do pomocy przy pakowaniu pracownikami. Amerykanie mają szeroką ofertę usług, wychodzą z założenia, że customer is always right i priorytetowo traktują satysfakcję klienta. W Polsce powoli zaczyna się to zmieniać i ewoluuje z roku na rok.
O matko! Jak mnie denerwuje to, że Polacy nie potrafią stać w kolejkach. W sklepach stoją parę centymetrów za Tobą, wjeżdżają wózkiem w Twój tyłek, bo boją się, że ktoś wciśnie się przed nich. Zwróciliście na to uwagę? W Stanach ludzie jednak trzymają jakąś odległość i nie wchodzą sobie na plecy.
Płoty oblepione banerami, każdy w innym stylu i totalnie „z innej parafii” – widok bardzo często spotykany w Polsce. Reklamy robione jakby w paint’cie z milionem kolorów i sześcioma różnymi czcionkami. Znacie to? Nie mogę powiedzieć, że w Stanach tego nie ma. Jest i to mnóstwo. Ale wszystko robione jest w klimacie tego, co znajduje się dookoła lub jest na tyle ładne, że nie szpeci. Plakaty mają dobrze dobrane czcionki, często też zabawne teksty i obrazki. Szyldy na płotach są idealnie wkomponowane w otoczenie (no chyba, że mowa o Times Square w Nowym Jorku – tam wszystko jest od czapy!). Osobiście uważam, że w każdym zakamarku na świecie powinien być ktoś, kto zajmuje się zatwierdzaniem projektów takich rzeczy, by wszystko do siebie pasowało, zgadzacie się? :)
Przykładów mam w swoich notatkach jeszcze sporo, ale długość napisanego posta zaczęła mnie przerażać. Chyba stworzę część drugą. Co o tym myślicie? Koniecznie dajcie mi znać, czy podczas Waszych podróży do Stanów też zwróciliście uwagę na te rzeczy i czy może powinnam coś jeszcze dopisać! :)
Artykuł Czego powinniśmy się uczyć od Amerykanów? pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł Łódź – miejscówki idealne na sesję zdjęciową pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>ul. Fabryczna 25, klatka A, piętro 2
Ciężko powiedzieć, jak długo szukałam wnętrza z fajną aranżacją i naturalnym światłem w Łodzi. Szukałam, szukałam i nic. Dlatego z dumą ogłaszam, że otworzyłam własne studio fotograficzne z różnorodnymi aranżacjami i wielkimi oknami, przez które wpada mnóstwo pięknego światła. Tu zdjęcia robią się same, słowo daję! Miejscówka z aranżacjami w klimatach: boho, glamour, loftowy beton i nie tylko. Spora ilość mebli i dodatków pozwala na aranżację pomieszczenia po swojemu.
ul. Piotrkowska 138/140
Zdecydowanie moje ulubione plenerowe miejsce pod zdjęcia na mapie Łodzi! Mam słabość do tych ciemnych cegieł, ogromnych okien, graffiti na murach i całego klimatu słynnego OFF’a. Nie zliczę, ile sesji tam zrobiłam! Z tego, co wiem, teren jest prywatny i najprawdopodobniej trzeba mieć zgodę, by robić tam zdjęcia, ale warto wcześniej się dowiedzieć, bo może coś się zmieniło. Miejsce dość ruchliwe ze względu na liczne restauracje i sklepy, dlatego zdjęcia najlepiej robić np. w święta lub wcześnie rano.
Zaraz obok wyżej wymienionego OFF’a. Uwielbiam za różnorodność tej uliczki! Możesz robić zdjęcia we wszystkie strony i każde zdjęcie będzie inne. Z jednej strony nowoczesny biurowiec, z drugiej boska biała kamieniczka, a z trzeciej widok na ulicę Piotrkowską. Po prawej ściana zarośnięta chyba bluszczem, a po lewej kamienica w ruinie. A na końcu uliczki wyłania się klimatyczny kościółek. Miejscówka idealna na sesje lookbookowe o każdej porze roku.
Z Roosevelta rzut beretem na Piotrkowską – najbardziej reprezentatywną ulicę Łodzi, o której wspomina się we wszystkich przewodnikach. Co tu dużo pisać – tam trzeba po prostu być i zobaczyć to na żywo! W zimie pięknie oświetlona, a latem restauracje w niektórych miejscach wystawiają swoje ogródki nadające klimatu. Ahh, mam słabość do zdjęć robionych na środku ulicy!
ul. Targowa 1/3
Miejsce odkryte praktycznie niedawno przeze mnie.
Jeśli lubisz pomarańczowe cegiełki, kolor niebieski i trochę szarych stalowych elementów to będzie Ci się tu podobało! Warto obejść teren byłej elektrociepłowni dookoła, bo z każdej strony wygląda inaczej i można złapać przeróżne ujęcia. Szukaj wielkich niebieskich drzwi – przy nich wychodzą świetne zdjęcia! Najlepiej podjechać od ulicy Targowej, ale aktualnie (kwiecień 2020) trwa tam remont, więc zaparkować można w okolicach skrzyżowania ulicy Dowborczyków i Tuwima.
Miejsce, o którym się zapomina. Z jednej strony wyremontowany kościół w żółtym kolorze i początek ulicy Piotrkowskiej, z drugiej szare kamienice, a po środku wielki pomnik otoczony zielonym żywopłotem. Jedno miejsce, a możliwości zrobienia różnych zdjęć są ogromne.
Miejsce, które coraz częściej pojawia się na zdjęciach fotografów z Łodzi. Mnie miejsce trochę się opatrzyło, ale jeśli lubicie zdjęcia z odbiciem w szybie lub w minimalistycznym klimacie to polubicie się z designem tego dworca. Dzięki szybom na suficie, w środku jest świetne światło do zdjęć. Pozwolenie na robienie zdjęć można bez problemu dostać w biurze informacji (zapytaj ochroniarza, gdzie się znajduje) po wypełnieniu formularza.
ul. Narutowicza 48
Śnieżnobiały budynek z płotem z czarnym kutym elementem (na zdjęciu). Do kamieniczki przejdziesz 3 minutki pieszo z Dworca Fabrycznego. Budynek znajduje się przy ruchliwej uliczce, przy której ciężko zaparkować. Lubicie takie zdjęcia?
ul. Przybyszewskiego
Ale mam sentyment do tego miejsca! Do sesji z Siostrami ADiHD, którą parę lat temu zrobiłyśmy właśnie tam, wracam z ogromnym sentymentem do dziś. Zdjęcia są z 2016 roku i nie wiem, jak skatepark wygląda teraz, ale myślę, że nawet jeśli jest inne graffiti to i tak uda Ci się zrobić tam mega zdjęcia.
skrzyżowanie ul. Kasprzaka / Drewnowska
Długo szukałam boiska, które nie będzie otoczone blokami, by móc zrobić boskie zdjęcia w takim lekko amerykańskim klimacie. I znalazłam! Jeśli obserwujesz mnie dłuższy czas to na pewno kojarzysz sesję z piękną Gosią, którą zrobiłyśmy chyba w 2015 roku. Boisko najprawdopodobniej należy do jakiejś szkoły i otoczone jest siatką z furtką, która jest otwarta. Robiłam tam zdjęcia trzy razy i jeszcze nikt nas nie wygonił :)
ul. Ogrodowa / Zachodnia
Pałac przepiękny jest i od strony ulicy i od patio (widoczny na zdjęciach). Wejście jest od ul. Zachodniej zaraz za budynkiem Urzędu Skarbowego. Najprawdopodobniej trzeba mieć pozwolenie na zrobienie sesji, ale warto zadzwonić i dopytać dla świętego spokoju. Zawsze marzyłam, by zrobić sesję w takim lekko włoskim stylu i to miejsce idealnie się do tego nadaje.
ul. Piłsudskiego 135, 92-318 Łódź
Miejsce pełne starych budynków z ciemnymi cegłami. Gdzieniegdzie znajdują się schodki, które kojarzą mi się ze schodkami przeciwpożarowymi w Nowym Jorku. 100% mój klimat! Miejscówka idealna do zdjęć raczej mroczniejszych. Warto przejść się trochę dalej od wjazdu, bo każdy róg wygląda inaczej. Nie jestem do końca pewna, czy bez zezwolenia można robić tam zdjęcia, ale jak się dowiecie to dajcie znać!
ul. Tuwima 25
Znaleziona przypadkiem i polubiłyśmy się od pierwszego zdjęcia. Zobaczcie zdjęcia niżej i ten klimat ciemnych cegieł! Miejsce idealne pod zdjęcia lookbookowe. Są wydzielone miejsca parkingowe zaraz przy kamienicy, ale można zaparkować przy ul. Dowborczyków zaraz przy skrzyżowaniu z ul. Tuwima.
ul. Tuwima 17
Miejsce znalezione przypadkiem. Piękna czarna brama kojarząca mi się z Włochami. Zaraz obok znajduje się mini park z białymi ławkami. Dodatkowo ulica przy bramie wyłożona jest ładną kostką brukową, która również wygląda super na przykład przy zdjęciach całej stylizacji.
al. Piłsudskiego
Biała altana pośrodku parku idealnie pasuje do zdjęć pod słońce i zwiewnych sukienek. Uwaga na weekendy – kręci się tam sporo ludzi jak to po parku, więc dużo ciężej robi się zdjęcia.
PS. Mam słabość do tej mini-sesji z piękną Anią Miss Ziemi Łódzkiej 2015!
ul. Tymienieckiego 25
Kolejne typowo łódzkie miejsce pełne cegieł i budynków ze stalowymi elementami. Na terenie „loftów” znajduje się woda, kamienista uliczka i stylowe latarnie. Pod zdjęcia można wynająć apartamenty, ale to totalnie nie mój klimat, więc nawet nie mam zdjęć, by Wam pokazać.
ul. Sportowa 3/5, 86-008 Tuszyn
Domki jak na Bali w centrum Polski? Czemu nie! Zdecydowanie moje ulubione miejsce w wakacyjnym klimacie. Drewniane altany otoczone są wodą i można zabrać ze sobą własne dodatki do aranżacji. Niedaleko znajduje się plaża i las. Miejscówka znajduje się około 25 minut autem od centrum Łodzi. Zdjęć niestety nie można robić bez pozwolenia właściciela.
Na mojej liście znajduje się jeszcze kilka łódzkich miejscówek, które często pojawiają się na zdjęciach. Ja niestety jeszcze sesji tam nie robiłam, więc nie mogę Wam ich pokazać. Oto one: lasy za lotniskiem Lublinek, okolice Dworca Kaliskiego, Pasaż Róży, Księży Młyn, Palmiarnia, Ogród Botaniczny.
Wciąż szukam nowych miejsc pod zdjęcia w Łodzi, więc jeśli przychodzi Ci do głowy coś, na co powinnam zwrócić uwagę to koniecznie daj mi znać!
Artykuł Łódź – miejscówki idealne na sesję zdjęciową pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł Aplikacje do edycji zdjęć na telefon – moje top 5 pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Dziś przychodzę z moimi pięcioma perełkami, z których korzystam non stop. Aplikacje do edycji zdjęć na telefon, które odmieniają moje zdjęcia z podróży i bez których nie wyobrażam sobie pracować na telefonie. Gotowi?
Zdecydowanie mój nr 1 wśród wszystkich aplikacji do edycji zdjęć na telefon. W tym programie z każdego zdjęcia jesteś w stanie coś wyciągnąć. Uwielbiam za synchronizację z wersją na komputer (co ma pewnie większe znaczenie dla fotografów), za rozbudowany edytor, za możliwość edycji poszczególnych kolorów osobno na zdjęciu. Chcesz przyciemnić tylko niebo? Łapiesz za niebieski suwak. Chcesz pozbyć się zielonych drzew? Łapiesz za zielony suwak i tak dalej. Ogromny plus za tworzenie presetów, czyli własnych gotowych ustawień. Jeśli nie masz wyczucia w obróbce zdjęć to coraz popularniejsze są gotowe presety stworzone przez influencerów, które można kupić i wgrać do Lightrooma.
PS. Chcielibyście tutorial dotyczący tworzenia własnych presetów w Lightroomie? Dajcie znać!
Z aplikacji korzystam przy wykańczaniu zdjęcia – usuwam niepotrzebne rzeczy (opcja naprawianie), dodaję szum (ziarnista klisza), rozmywam to, co chcę zasłonić (rozmycie) i czasem rozszerzam tło, gdy zdjęcie na to pozwala (rozszerz). Aplikacja pozwala również na podstawową obróbkę (dostosuj), która jest zdecydowanie mniej skomplikowana niż np. w Lightroomie. Bardzo lubię również różowy filtr P01 w opcji krzywe.
Zanim nastała era Lightrooma i gdy spójność kolorystyczna na instagramowych profilach dopiero zaczynała pojawiać się, VSCO było moją ulubioną aplikacją. Miałam w niej trzy ulubione filtry, z których korzystałam non stop. Czy warto wykupić wersję premium? Tylko wtedy, gdy chcesz nakładać filtry kolorystyczne na filmy. Czasem wracam do VSCO po ulubiony filtry: A4 i HB2.
Najbardziej rozbudowana aplikacja do graficznej obróbki zdjęć jaką miałam okazję poznać. Ciężko w paru zdaniach opisać wszystkie jej możliwości. Lubię za możliwość nakładania na siebie kilku zdjęć, malowanie świetnymi pędzlami, ogromną bazę naklejek, maskowanie warstw oraz dodanie modnych szumów i zabrudzeń na zdjęcia. Aplikacją warto się pobawić, by poznać wszystkie jej funkcje. Idealna mobilna opcja dla kogoś, kto radzi sobie z photoshopem na komputerze.
Jedyna aplikacja do obróbki twarzy, która została ze mną na dłużej! Nie będę oszukiwać, że wszyscy jesteśmy chodzącymi ideałami. Ja, ty czy Zośka – każdy z nas ma czasem coś brzydkiego na twarzy, źle ułożył sobie włosy lub chce poprawić swój lekki garb na nosie, który spędza mu sen z powiek. Ta aplikacja w naturalny sposób pozwoli Ci poprawić co nieco. Jakich opcji używam? Retouch → Smooth – do wygładzenia buzi. Reshape → Refine – do poprawiania włosów (tylko warto robić to na zbliżeniu, żeby nie przesunąć ściany za sobą i nie zdeformować twarzy). Paint → Tone – do dodawania opalenizny lub poprawiania krzywo pomalowanej pomadki. Defocus – do rozmazania tła, ale tu tez warto uważać, by krawędzie głowy zbytnio się nie rozmazały. Plusem Facetune jest to, że przy każdej opcji możecie regulować jej moc, np. rozmazaliście za bardzo buzię to zmniejszanie krycie rozmazanej warstwy i tak dalej. Pamiętajcie, wszystko jest dla ludzi, ale warto patrzeć krytycznie na tego typu obróbkę. Zwracajcie uwagę, czy nie rozmazaliście sobie nosa, czy okno za Wami się nie wykrzywiło i czy zmieniony kolor ust na pewno wygląda naturalnie. Lepiej zrobić mniej niż zostać publicznym pośmiewiskiem :) Wideo obok z przykładowym efektem zrobionym na szybko na potrzeby posta.
To by było na tyle, jeśli chodzi o moich ulubieńców w postaci mobilnych aplikacji do obróbki zdjęć. Kiedyś było ich zdecydowanie więcej – jedno zdjęcie potrafiłam obrabiać nawet w siedmiu programach. A teraz? Maksymalnie dwa programy na jedno zdjęcie. Gdybym miała wybrać tylko jedną aplikację to zdecydowanie moim ulubieńcem stał się Lightroom z presetami, które sama stworzyłam i które pozwalają mi tworzyć w miarę spójny profil na Instagramie.
Koniecznie daj mi znać, jakich aplikacji do obróbki zdjęć używasz u siebie! Chętnie przetestuję coś nowego! ☼
Artykuł Aplikacje do edycji zdjęć na telefon – moje top 5 pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł Podróżnicza lista rzeczy do spakowania do druku pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Jeśli masz w planach kliknąć przycisk „pobierz” na dole lub jeśli już to zrobiłeś i moja lista ułatwiła Ci pakowanie, koniecznie daj znać w komentarzu lub po prostu podziel się tą listą na instagramie oznaczając moje konto @fiorka, bym mogła wpaść do Ciebie na profil!
Artykuł Podróżnicza lista rzeczy do spakowania do druku pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł Lot helikopterem nad Nowym Jorkiem – czy warto? pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Ostatnia wizyta w Stanach Zjednoczonych była bogatsza o jedną atrakcję – lot helikopterem nad Nowym Jorkiem z otwartymi drzwiami nad miastem! Aż ciężko mi uwierzyć, że tak się stresowałam! Początkowo myślałam, że odpuszczę lot, bo M. nie chciał ze mną lecieć, a ja bałam się, że się nie dogadam. Mój angielski nie jest zbyt dobry, a na lotnisko dla helikopterów jedzie się bez osób towarzyszących. Ale namówiona przez mamę finalnie się zdecydowałam i wiesz co? Nie żałuję! To było zdecydowanie jedno z najlepszych przeżyć w moim życiu! A na miejscu spotkałam przemiłych ludzi, którzy specjalnie mówili powoli, żebym wszystko zrozumiała.
Tak, tak, tak! Choć przelot helikopterem z otwartymi drzwiami nie jest tani (najtańsza podstawowa opcja około 299 dolarów) to gwarantuje niezapomniane emocje. Central Park z góry wygląda nieziemsko! Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jaki jest gigantyczny! Wcześniej oczywiście oglądałam mnóstwo programów i czytałam wiele artykułów z Central Parkiem w tle, ale to po prostu trzeba zobaczyć na żywo. I te wszystkie wieżowce! Zdjęcia robią się same, mimo że naprawdę nie oddają nawet w połowie tego, co widzimy na żywo.
Artykuł Lot helikopterem nad Nowym Jorkiem – czy warto? pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł Darmowe instaikony w 7 kolorach pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Dziś przychodzę z ogromną bazą gotowych okładek highlights cover do pobrania. Przygotowałam ponad 200 ikonek z różnych kategorii. Dostępne są w 7 wersjach kolorystycznych: żółtej, jasnej różowej, ciemniejszej różowej, niebieskiej, zielonej, jasnej szarej i grafitowej. Kolory zostały dobrane tak, by można było je ze sobą mieszać i by nadal wyglądały spójnie. Instaikony stworzone są do użytku niekomercyjnego.
Będzie mi niesamowicie miło, gdy po użyciu przygotowanych przeze mnie InstaIkon w swoich relacjach wyróżnionych oznaczycie moje konto (@fiorka) na InstaStory, bym mogła zajrzeć na Wasze profile i zobaczyć, jak się prezentują!
EDIT: Dziękuję za wszystkie oznaczenia! Ich ilość przeszła moje najśmielsze oczekiwania!
Artykuł Darmowe instaikony w 7 kolorach pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł Jak zrobić idealne zdjęcie paznokci? pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Doskonale wiem z autopsji, jak ciężko sfotografować nawet starannie zrobiony manicure. Choć na żywo pazurki mogą być bardzo dopracowane i wyglądać pięknie, na zdjęciu często wychodzą niezgrabnie i jakoś tak karykaturalnie. I w tym momencie wchodzę ja cała na różowo z moimi radami i kilkoma trickami, odpowiadając na Wasze pytanie: jak zrobić idealne zdjęcie paznokci?.
Ta pozycja powinna znaleźć się na pierwszym miejscu w każdym fotograficznym poradniku. Nic nie psuje zdjęcia tak, jak słabe oświetlenie. Najlepsze w tym przypadku jest światło dzienne, pozwalające oddać pazurkom rzeczywisty kolor. Zawsze staraj się stawać blisko okna korzystając ze światła wpadającego z zewnątrz. Jeśli robisz zdjęcia w studio stylizacji paznokci, w którym brak dostępu to okna, dobrym rozwiązaniem jest oświetlenie z zimnym/białym światłem.
Nikt nie lubi zdjęć, na których widać bałagan w tle czy brudny stół. Najlepiej, gdy tło idealnie komponuje się z paznokciami pod względem kolorystycznym czy tematycznym. Co ładnie wygląda jako tło? Ja uwielbiam zdjęcia na tle szarych paneli, włochatych chodniczków lub wytartego jeansu. Świetnie wyglądają zdjęcia zrobione w aucie na tle ładnej kierownicy lub lampek choinkowych (mnóstwo inspiracji na końcu wpisu!). Warto spróbować zrobić również zdjęcia w plenerze – na tle kwiatów, miasta lub po prostu własnej stylizacji.
Zdecydowanie najcięższa część całego procesu robienia zdjęć paznokci. Każdy ma inne dłonie, długość palców i paznokcie, dlatego nie ma jednego sprawdzonego sposobu na ułożenie dłoni. Ja mam swoje trzy „pozy”, które zawsze mi się sprawdzają (zdjęcia niżej) i zrobienie dobrego zdjęcia pazurków zajmuje mi maksymalnie 5 minut, choć na początku nie szło aż tak gładko. Trening czyni mistrza – banał, ale naprawdę się sprawdza!
Jeśli masz problem z ładnym ułożeniem palców, mam na to dobry sposób! Złap w dłoń buteleczkę z lakierem, kubek lub inną niewielką rzecz i się nią pobaw. Pozwól paznokciom zejść na dalszy plan i odwrócić uwagę od nieidealnego ułożenia dłoni. Pokaż dłoń podczas codziennych czynności – złap za książkę podczas czytania, weź w dłoń okulary przeciwsłoneczne lub zerwij kwiatka pasującego do zdobień na paznokciach. I gotowe!
Moje statystyki na Instagramie pokazują, że również chętnie klikacie w zdjęcia paznokci z widoczną twarzą. Choć zdawać by się mogło, że takie zdjęcia robi się dużo prościej, tak naprawdę jest całkiem odwrotnie! W takim wypadku poza zwracaniem uwagi na to, czy palce wychodzą ładnie, patrzymy też na naszą twarz, co wydłuża nam czas robienia tego idealnego zdjęcia. Chyba że tylko ja tak mam? :)
Odkąd zaczęłam robić zdjęcia paznokci, wpadłam w szał kupowania nowych pierścionków. Mam ich teraz może z 50 sztuk, słowo daję! Szczególnie lubię te na pół palca, które idealnie sprawdzają się przy zdjęciach ze zbliżeniem na paznokcie. Można je dostać bez problemu np. w H&M lub na Aliexpress w niewielkiej cenie.
Pierścionki rewelacyjnie ozdabiają puste palce i świetnie podkreślają nasze zdobienia. Zdjęciowy must have!
Może to moje widzimisię, a może też tak macie, ale ja bardzo nie lubię wewnętrznej części dłoni na zdjęciach. Przy zgiętych palcach skóra skóra zaczyna się marszczyć i zawsze odciąga mogą uwagę nawet od najpiękniejszych zdobień.
Jak zakryć tę część dłoni, by zdjęcie było ładne? Materiałem! Pogrzeb w szafie i wyciągnij wszystko, co ma ciekawe wykończenie. Ja kocham sweterki i poszarpany jeans, który znajduję przy nogawkach ulubionych spodni. Oczywiście zwróć uwagę, czy materiał pasuje do naszej stylizacji na paznokciach! Spójność zawsze robi wrażenie.
Poza samym materiałem czasem wykorzystuję również niewielkie akcesoria pozwalające na ładne ułożenie dłoni (np. stemple na różowym zdjęciu poniżej).
Nie bój się inspirować! Szukaj przykładowych zdjęć w internecie i staraj się je powtórzyć. Nie chodzi o to, by brzydko zrzynać całość. Inspiruj się detalami – ułożeniem palców, biżuterią, a może pomysłem na tło? Każda próba powtórzenia po kimś czegoś zmusi Cię do kombinowania, a wiadomo – trening czyni mistrza!
Artykuł Jak zrobić idealne zdjęcie paznokci? pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł Czego nikt mi nie powiedział o byciu fotografem? pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Teraz po tych 10 latach od rozpoczęcia przygody z fotografowaniem i 8 latach z lustrzanką w ręce cieszę się, że jestem tu, gdzie jestem. Z dobrym sprzętem, z głową pełną pomysłów na kolejne sesje, z ludźmi, z którymi współpraca jest samą przyjemnością. I z listą rzeczy, które chciałabym wiedzieć o byciu fotografem, zanim zaczęłam przygodę z samą fotografią. Bo to nie jest takie kolorowe, jak może się wydawać!
Nie żartuję. Czasem może okazać się, że wysokie krzaczory i pokrzywy to najprzyjemniejsza droga do tego konkretnego miejsca. Ta gorsza to robaki, a takie drogi sobie odpuszczamy. Ja osobiście złoszczę się, marudzę i krzywię, gdy nie mogę znaleźć dobrej lokalizacji i coś nie idzie po mojej myśli, dlatego przed sesją lubię wiedzieć, jak dokładnie wygląda otoczenie, w którym będziemy pracować. Kiedyś wydawało mi się, że wystarczy trochę trawy i drzewo, by zapełnić kartę zdjęciami. A teraz? Teraz drzewo może mieć nieodpowiedni kolor pnia i trzeba szukać innego.
Wtedy aż chciałoby się odpowiedzieć: może Ty po znajomości zapłacisz mi trochę więcej, co? Przyznaję, że nie umiem odmawiać i przez dłuższy czas dawałam się wykorzystywać. Bo głupio odmówić, bo koleżanka z osiedla, bo nie wypada. Mimo tego, że do tej pory zdarzy mi się iść z koleżanką na darmową sesję, dam Ci dobrą radę: nie daj się wykorzystywać! Początkujące modelki i modele, ciotka z Krakowa czy inne osoby, które nie mają z fotografią do czynienia lub dopiero ją poznają, nie zdają sobie sprawy z takich rzeczy jak zużywanie i starzenie się aparatu i komputera czy ilość czasu przeznaczonego nie tylko na zrobienie zdjęć, ale również ich zgranie i obróbkę. O kosztach takich jak dojazd i czas, w którym nie zrobi się już nic innego, też nie myślą. Jeśli jesteś pewien swoich umiejętności – ceń się!
I nie słuchaj tych, którzy w to wątpią. Mnie ten program nie raz uratował zdjęcia, które spisałam na straty. Teraz dobrze znam swój aparat i raczej nic mnie nie zaskakuje, gdy w domu zgrywam zdjęcia. Kiedyś było inaczej. Przysłona, czas i czułość były dla mnie czarną magią. Niby wiedziałam, o co chodzi, ale idąc na sesję bałam się zaryzykować i fotografować na swoich ustawieniach. Nikomu tak nie ufałam jak trybowi automatycznemu. Ale jak to z nim bywa – robił, co chciał i co drugie zdjęcie nadawało się do kosza. Dzięki niewielkiej (wtedy) znajomości photoshopa mogłam uratować niektóre zdjęcia, z których do tej pory jestem dumna.
Nie ma nic trudniejszego niż dogadanie się na konkretny dzień, gdy udział w sesji biorą więcej niż dwie osoby. Wiadomo – ludzie pracują, uczą się, zajmują się dziećmi i tak dalej, dlatego jeśli modelka pracuje na drugą zmianę, wizażystka ma zlecenia komercyjne, a stylistka osiem godzin spędza w biurze, ciężko jest zebrać wszystkich do kupy. Ale dla chcącego nie ma nic trudnego! Na sesję z Mają i koniem wybierałam się pewnie z miesiąc. Najpierw Maja była na wakacjach, potem ja, następnie koń był zajęty, ale po wielu próbach się udało.
Idziesz na sesję, w głowie pełno pomysłów co do ujęć, modelka pomalowana, uczesana i ubrana, zaczynacie pracować, ale czujesz, że coś jest nie tak. Gdy modelka się przebiera, przeglądasz zdjęcia na aparacie i nie ma ani jednego, z którego jesteś dumna. Do końca sesji „odwalasz” swoją robotę bez większego entuzjazmu, bo to chyba nie Twój dzień i brak weny. Zdjęcia pójdą do kosza, co? Niekoniecznie! Miałam taką sytuację już parę razy, że wracałam do domu z przekonaniem, że sesję trzeba będzie powtórzyć, bo szło nie po mojej myśli. Odpalałam komputer, zgrywałam ostatnią sesję, a tu niespodzianka – co prawda, zdjęcia nie były takie, jak sobie zaplanowałam, ale zawsze dało się z nich coś wyciągnąć i to niekoniecznie na siłę! Ta czerwona sukienka i różowe usta, których połączenia nie byłam pewna, finalnie świetnie się uzupełniały. Brak wiary w siebie spotyka mnie bardzo często, ale komentarze ludzi dookoła po publikacji efektów sesji sprawiają, że chce mi się działać dalej!
Może nie uwierzysz, ale naprawdę ciężko jest znaleźć ludzi znających się na tym, co robią. Byłam wielką szczęściarą, że parę lat temu udało mi się trafić na kilka dziewczyn z niesamowitym talentem, z którymi współpracuję do dziś. Jeśli trafisz na kogoś, kto ma podobne wizje do Twoich lub chociaż potraficie iść na kompromis to trzymaj takich ludzi blisko siebie! Nie ma nic lepszego niż zespół, z którym rozumiesz się bez słów. Bo ludzi, którzy chcą być wizażystami, fryzjerami i stylistami jest mnóstwo dookoła. Problemem jest to, że często połowa z nich nie wie, co czyni i częściej krzywdzi modelkę niż jej pomaga.
Czasem zdarza się tak, że przepiękna dziewczyna na zdjęciach wychodzi nieciekawie i niekorzystnie, a brzydula, która na pierwszy rzut oka nie ma w sobie nic interesującego, potrafi zaczarować pozą czy spojrzeniem. Te drugie to właśnie te, o których mówi się, że mają to coś. Zwróć uwagę, że większość światowych modelek to tak naprawdę paskudy, których kopie mijamy codziennie na ulicy i nie zwracamy na nie uwagi.
Do niedawna uważałam, że bez drogiego sprzętu nie ma szans na dobre zdjęcie; że zawsze tej fotce będzie czegoś brakowało. Dziś dzięki najbardziej kreatywnej osobie na świecie, czyli mojej mamie, uważam inaczej. Jeśli ma się świeży, dobry i dopracowany pomysł oraz odpowiednich ludzi dookoła, zdjęcie możesz zrobić nawet telefonem, a będzie świetne. Szukaj, podglądaj, inspiruj się i działaj.
No bo ile możesz zrobić sesji w śniegu? Jestem ogromną fanką plenerów, co widać po moim portfolio, w którym jest tylko kilka sesji studyjnych. Gdy przychodzi szara jesień, a po niej długa zima, robię sobie wolne. Bo po pierwsze: zimno, szaro i kapie z nosa. Po drugie: ciężko znaleźć modelkę, która zechce pozować bez kurtki, bo Ty akurat masz taką wizję. I po trzecie: wychodzą nowe sezony ulubionych seriali i zbliża się sesja na uczelni.
Szczególnie Ci, którzy za zdjęcia nie płacą. Siedem na dziesięć sesji kończy się tym, że wracam do domu, zgrywam zdjęcia, a już dostaję smsa, czy wyślę jakieś obrobione lub nieobrobione do podglądu. Z jednej strony się nie dziwię, bo sama chciałabym mieć wszystko na teraz, zaraz i już, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że ludzie mają swoje życie, muszą czasem na spokojnie zrobić kupę, obejrzeć serial czy poczytać książkę.
Siedź prosto, nie garb się, nie obciążaj go. Bo w przeciwnym razie na sesji będzie dawał o sobie znać dwa razy częściej niż powinien. Targanie sprzętu na sesję robi swoje, a potem dochodzi jeszcze parę godzin z ciężkim aparatem w ręce. Dbaj też o oczy – obrabianie zdjęć po nocach bez włączonej lampki nocnej skończy się noszeniem okularów.
Bardzo długo chciałam założyć własny fanpage. Zbierałam się, czekałam na odpowiedni moment, ale zawsze wydawało mi się, że nie mam wystarczająco dobrych zdjęć, by się nimi chwalić. W zamkniętych grupach brałam udział w dyskusjach na temat tego, czy osoba z aparatem powinna zakładać swoją stronę na facebooku i podpisywać się „Jola Garbata Photography” i wtedy byłam za. Dziś jestem przeciw. Jest mnóstwo stron, gdzie można publikować swoje zdjęcia będąc amatorem, a przez to, że teraz co druga osoba ma portfolio w postaci fanpage’a, bycie fotografem straciło na wartości. Ja już posiadam fanpage, ale blogowy. Wrzucam tam też swoje sesje, ale bronię się nogami i rękami przed dopisaniem „photography” na końcu nazwy.
A przynajmniej tak uważa otoczenie. „Skoro kuzynka Asia ma aparat to po co wynajmować zawodowego fotografa na wesele? Przecież każdy robi identyczne zdjęcia, nie ma w tym nic trudnego!”. Prawda? :|
I mnóstwo lajków też, nie oszukujmy się. Wiem po sobie, że gdy przynajmniej kilku osobom podobają się moje zdjęcia, chce mi się działać dalej. Nauczyłam się też komentować prace innych ludzi, jeśli coś przypadnie mi do gustu. Do czego namawiam i Was, bo wystarczy 30 sekund, by zachęcić kogoś do dalszej pracy!
Artykuł Czego nikt mi nie powiedział o byciu fotografem? pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł 8 rzeczy, które koniecznie musisz zrobić w Nowym Jorku pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>A ja? Ja zachwycam się każdą drabinką przeciwpożarową i każdą studzienką, z której wydobywa się para. Uwielbiam wszystkie tabliczki z napisem One Way, a od wielkich i często zabrudzonych witryn w sklepach czy knajpkach nie mogę oderwać wzroku. Klaksony aut stojących w korku wraz z syreną nadjeżdżającej straży pożarnej to najcudowniejsze miejskie dźwięki, jakie kiedykolwiek słyszałam. Jaram się każdą nawet najmniejszą amerykańską flagą wywieszoną w oknie, a na Empire State Building będę wracać za każdym razem, gdy będę w Nowym Jorku. Czy jestem wariatką? Może trochę, tylko nie mów nikomu!
Dziś mam dla Ciebie listę kilku rzeczy, które trzeba koniecznie zrobić w Nowym Jorku. To właśnie z tymi rzeczami kojarzy mi się to miasto i to właśnie one pozwolą poczuć Ci klimat tego miejsca na mój własny sposób :)
Chyba nikogo nie zdziwi ten podpunkt. Najważniejszy i koniec kropka. Poczuj się jak Carrie Bradshaw z Seksu w wielkim mieście i złap taksówkę machnięciem ręki. Nie musisz kłócić się o nią z innym przechodniem jak to robią w filmach, ale sama przejażdżka nawet trzy przecznice musi być! Pamiętaj o napiwku, który powinien wynosić mniej więcej 15-20% rachunku.
Ale z takiego z prawdziwego zdarzenia – trochę obskurnego, pełnego bajgli, które zasłaniają przednią szybę i przy którym stoją robotnicy z kaskami na głowach popijając kawę. Tak właśnie zapamiętałam te kolorowe lub srebrne budki, które mijałam przy wyjściu z metra.
Tak, dobrze czytasz – na czerwonym świetle. Będąc w Nowym Jorku, zwróciłam uwagę, że ludzie nie czekają na zielone światło, tylko ruszają do przodu, gdy czerwone światło na sekundę zatrzyma nadjeżdżające auto. Całkiem przyjemne uczucie stać w środku takiego tłumu i widzieć obok siebie mężczyzn w garniturach, robotników, matki z wózkami i wiele innych tak różnych od siebie ludzi. Ale musicie uważać na jedną rzecz! Jeśli jesteście z drugą osobą, trzymajcie się blisko, bo mnie już zdarzyło się zgubić w takim tłumie!
Moje marzenie! Mnie niestety nie udało się zobaczyć Nowego Jorku z góry przy zachodzie, o czym pisałam już przy wpisie z niewielką relacją z podróży, ale następnym razem to nadrobię i przywiozę najpiękniejsze zdjęcia, którymi będę się tutaj chwalić, obiecuję!
i podziwiać wspaniały Manhattan. I mijać spieszących się ludzi przeróżnych narodowości. I zatrzymać się, by popatrzeć na przejeżdżające samochody. I zrobić zdjęcie z wielkimi wieżowcami w tle. Brzmi cudownie?
Ciacha sprzedawane są praktycznie w każdym sklepie spożywczym. Mimo tego, że w Polsce mamy serniki i jabłeczniki to smakiem sporo się różnią. Wiadomo, te jedzone wśród wysokich budynków i popijane kawą lub herbatą na wynos smakują o niebo lepiej!
Wydawało mi się, że już nic tak przyziemnego mnie w życiu nie zachwyci, ale The New York Times to była jedna z pierwszych „pamiątek”, które udało mi się kupić. Gazeta jest dwa razy większa od tych sprzedawanych w Polsce i zrobiła na mnie spore wrażenie. Choć z angielskim od zawsze mam problem (w szkole byłam dobra z matmy!) i nie wszystkie artykuły zrozumiałam to widok ludzi w metrze czytających tę ogromną gazetę wszystko mi wynagrodził.
Tego punktu nie udało mi się jeszcze zrealizować, ale przy kolejnej wizycie w Nowym Jorku na pewno go odhaczę! Przed wylotem do NYC znalazłam w internecie listę wieżowców z knajpkami na dachach, do których można dostać się bez problemu. Randka na wysokościach z boskim widokiem z góry – marzenie!
Kochani, koniecznie dajcie znać, co jest Waszym must do w Nowym Jorku! Które miejsca najchętniej odwiedzacie? Co warto spróbować, a czego unikać? I czy też macie taką słabość do tego miasta?
Artykuł 8 rzeczy, które koniecznie musisz zrobić w Nowym Jorku pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł Walentynkowa tarta z nutellą i serkiem ricotta pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Nie znoszę gotować i często zastanawiam się, czy kiedyś to się zmieni. Za to trochę lubię piec i właśnie ze względu na zbliżające się Walentynki (to już jutro!) postanowiłam coś stworzyć. Ale wiecie – nie chodzi mi o takie pieczenie z prawdziwego zdarzenia. Ucieranie jabłek, gniecenie ciasta czy przekładanie biszkoptów pięcioma warstwami kremu odpada. Ja lubię szybko i najprościej jak to tylko możliwe, dlatego kategoria „łatwe” na stronach z przepisami to jest moją ulubioną kategorią!
Dziś przychodzę do Was z tartą, którą w połowie wymyśliłam sama (jeeej!). W znalezionym przepisie zamieniłam ciasto z kilkunastu składników na gotowe ciasto francuskie, a zamiast roztopionej czekolady dodałam nutellę. I jestem dziś z siebie bardzo dumna! Choć na pierwszy rzut oka moja tarta może nie wygląda zachęcająco to smakuje naprawdę nieźle. Do połowy pusta blaszka i dokładki – to chyba musi o czymś świadczyć, prawda? ;)
Serek ricotta wymieszaj w misce z cukrem. Zetrzyj skórkę z cytryny i dodaj żółtka z dwóch jaj. W oddzielnym naczyniu ubij pianę z dwóch białek i wymieszaj z serkiem i całą resztą
Foremkę wysmaruj masłem, by ciasto się nie przykleiło. Następnie wyłóż ją ciastem francuskim. Dokładnie wysmaruj spód i boki Nutellą według uznania. Wymieszany serek ricotte z resztą składników wylej na pierwszą warstwę.Wróć do Nutelli i nabierając ją na łyżeczkę, delikatnie wyłóż ją na warstwie z serkiem. Ale uważaj, bo mieszanka z serkiem jest dość płynna.
Z drugiego ciasta francuskiego wytnij serduszka specjalną foremką i rozmieść je tak, by przykryły poprzednie warstwy. Piecz przez 30 minut w 180 stopniach. I koniecznie daj potem znać, czy smakowało!
Następnym razem zamienię serek ricotta na mascaropne, bo mimo sporej ilości nutellli, wcale jej nie czuć. Dlatego jeśli masz ochotę eksperymentować to śmiało! Chętnie dowiem się, jak taka tarta smakuje z innym nadzieniem tego typu :)
Jeśli macie ochotę na inne łatwe przepisy to zerknijcie na: prosty przepis na ciasteczka dyniowe ♥
Artykuł Walentynkowa tarta z nutellą i serkiem ricotta pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł Prezenty walentynkowe dla niej – trzy „pewniaki”, które zawsze się sprawdzą pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Spędzam mnóstwo czasu w internecie i stwierdzam, że chyba zdecydowanie więcej jest antyfanów tego święta niż tych, którzy czekają na ten dzień. Nie zliczę, ile narzekań przeczytałam w internecie: święto jak każde inne, szkoda czasu i pieniędzy, bla bla bla… A Ty ile razy spotkałeś się z tą opinią, że w prawdziwym związku Walentynki są codziennie? Takie tam gadanie, a na widok słodkiej kartki walentynkowej całej w czerwone serduszka uśmiechnie się nawet największy twardziel.
Jeśli jesteś mężczyzną, musisz wiedzieć jedno – nic tak nie popsuje dziewczynie humoru jak zapomnienie o tym dniu. Dlatego dziś przygotowałam trzy prezenty walentynkowe, które możesz kupić na ostatnią chwilę, gdy po prostu nie masz pomysłu na nic innego lub gdy chcesz postawić na klasykę i prostotę, która zawsze się sprawdza. Każda dziewczyna na pewno będzie z nich zadowolona, gwarantuję!
Pewnie nie zaskoczyłam Cię za bardzo, prawda?
Kwiaty to podstawowy prezent walentynkowy, na widok którego na pewno uśmiechnie się Twoja Walentynka. Tak, wiemy, że to zaraz uschnie. Wiemy, że dziwisz się, że cieszymy się z pachnącego badyla. I wiemy, że kwiatek w doniczce dłużej postoi. Ale nie dyskutuj ze mną, tylko zadbaj o porządnego kwiatka!
Świetną opcją są flowers boxy, o których wspominałam w TYM wpisie. Na pewno sprawdzą się, gdy macie w planie randkę w jakiejś knajpce. Wtedy często jest problem ze znalezieniem wazonu z wodą na zwykły bukiecik, a box kwiatowy możesz postawić na stoliku i na pewno się nie przewróci. Dodatkowo można go delikatnie podlewać wodą z kieliszka, więc takie kwiatowe pudełeczko na pewno długo wytrzyma, a potem ładnie się zasuszy – sprawdziłam!
Łakocie opakowane w ozdobne pudełko ze wstążeczką zawsze robią wrażenie. Nie od dziś wiadomo, że czekolada jest lekarstwem na małego doła i nieudany dzień. Jest też ogromnym workiem endorfin, które w tym szczególnym dniu na pewno przydadzą się Twojej drugiej połówce. Pokaż mi palcem kogoś, kto jest w stanie oprzeć się słodkim, małym czekoladkom! Ja takiej osoby nie znam, a sama chętnie pochłaniam pudełeczko pralinek z ciekawością, jaki smak kryje każda kolejna zjadana przeze mnie czekoladka.
W okresie walentynkowym firmy wypuszczają edycje limitowane produkowanych przez siebie słodyczy i opakowań. Warto porozglądać się za czymś, czego Ona nie dostanie w innym okresie, np. pralinki w kształcie serduszek.
Widziałeś już nową edycję czekoladek od Mount Blanc? Nowe opakowania skradły moje serce! ♥
Jestem fanką fotografii, ale pewnie to już wiesz. Dlatego wisiorek z aparatem jest dla mnie prezentem idealnym. Nie tyle dla samego wyglądu, co dla symbolu.
Teraz pomyśl o tym, co Ona lubi najbardziej. Koty? Psy? Może podróże? Poświęć kilka minut i znajdź biżuterię, która będzie miała coś wspólnego z jej zainteresowaniami. Nawet jeśli nie trafisz z kolorem (złoto czy srebro – oto jest pytanie!), na pewno sam fakt, że wiedziałeś o jej miłości do koni, zrobi na niej ogromne wrażenie.
I pamiętaj – cena nie gra roli, jeśli robisz coś z głębi serca. A takim czynem będzie pokazanie jej, że o niej myślisz wybierając personalizowaną biżuterię. Ja swój aparacik znalazłam w sklepie Sotho i noszę go dumnie na szyi.
… ten dzień jest nie tylko dla par. Słodkie Walentynki możecie podarować babci, która siedzi sama w domu, mamie po ciężkim dniu pracy czy najbliższej przyjaciółce! Ważny jest sam fakt, że się pamiętało, dlatego nie dajmy się zwariować goniąc za najdroższymi i wyszukanymi prezentami. Bo przecież nie o to w tym wszystkim chodzi, prawda?
Pochwalcie się, co Wy w tym roku sprawiacie swoim drugim połówkom! Może skorzystacie też z kuponów miłości, które stworzyłam dwa lata temu? U nas sprawdziły się idealnie!
Artykuł Prezenty walentynkowe dla niej – trzy „pewniaki”, które zawsze się sprawdzą pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł 16 porad dla modelek pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>I nie chodzi tu o umycie się, bo wierzę, że żadna modelka nie ma tyle odwagi, by przyjść na sesję śmierdząca po wczorajszej imprezie. Dziewczyny, jeśli umawiacie się z fotografem na stylizację ze spodniami lub kryjącymi rajstopami, tak czy siak trzeba ogolić nogi. Nigdy nie wiadomo, co na sesji przyjdzie Wam do głowy, a warto być przygotowanym na wszystko. To samo dotyczy koszulek na ramiączkach i ogolonych pach. Może zdarzyć się tak, że będziecie pracować w studio, które ma do dyspozycji swoje ubrania i w trakcie sesji wpadniecie na inny pomysł dotyczący stylizacji i co wtedy?
Gdy już ogolimy się tam, gdzie trzeba, najwyższa pora zadbać o resztę. Przed sesją zawsze myjemy włosy. Zawsze! Co z tego, że te dwudniowe lepiej Ci się układają. Jeśli na miejscu jest fryzjerka to będzie wiedziała, co zrobić z Twoimi niesfornymi lokami czy trochę przyklapniętymi włosami. Kolejną bardzo ważną rzeczą są paznokcie. Wierzcie mi, nic tak nie wkurza, jak dodatkowa robota w photoshopie, gdy trzeba Wam wyrównać lub domalować brakujący lakier. Czasem lepiej nie mieć wcale pomalowanych, tylko krótko przycięte niż połamane lub z odpryskami.
Peelingi i testowanie kosmetyków przed sesją idą w odstawkę. Jeśli od dłuższego czasu używasz jednego podkładu, po którym nic Ci nie wyskakuje na twarzy, nie zmieniaj go na ostatnią chwilę, tylko dlatego, że znalazłaś droższy lub ktoś Ci polecił. Fotografowi zdecydowanie łatwiej będzie usunąć małe niedoskonałości na Twojej buzi niż świeże i czerwone plamy po nowościach, w które zainwestowałaś.
Nie ma wyjścia, musisz zaprzyjaźnić się z cielistą bielizną. Przed sesją upewnij się, w jakich kolorach będzie stylizacja, ponieważ nic bardziej nie wkurza niż biustonosz w panterkę pod białą bluzką. No chyba, że jest to wizja stylisty. Cielistą bieliznę zdecydowanie łatwiej jest usunąć ze zdjęcia, gdy przypadkowo wysunie się ramiączko itd. Świetną opcją są również biustonosze samonośne silikonowe.
Chyba nic bardziej fotografów nie wkurza niż brak punktualności. Szczególnie wtedy, gdy fotograf wynajmie na swój koszt studio, za które musi zapłacić od momentu deklarowanej godziny, a nie od czasu pojawienia się modelki. Lub w przypadku rezygnacji, gdy modelka wcale nie przychodzi, bo też się tak zdarza.
Gdy sesja odbywa się na zasadach TFP (pozowanie za zdjęcia), często jest tak, że fotograf mimo wszystko ponosi jakieś koszty. Może to być opłata za studio (za które wcześniej trzeba wpłacić zaliczkę), za wizaż lub po prostu koszt dojazdu. O poświęconym czasie nie wspomnę. Jeśli wypadło Ci naprawdę coś ważnego, miłym gestem byłoby zapytanie fotografa o poniesione koszty i zaproponowanie zwrócenia chociaż jakiejś niewielkiej części. Wtedy w oczach fotografa nie wypadniesz jak osoba, która nie ma totalnie szacunku do innych, tylko jak ktoś, komu zależy. Współpraca w innym terminie gwarantowana!
Jeśli pierwszy raz spotykasz się z fotografem, masz pełne prawo być zawstydzona, ale towarzystwo przyjaciółki nie jest dobrym pomysłem, uwierz mi. Może przez pierwsze 10 minut będzie fajnie, pośmiejecie się, ale potem będziesz czuła się jeszcze bardziej skrępowana. I zawstydzona, gdy fotograf będzie miał dość chichotów i wygłupów. Przed sesją warto zapytać fotografa, czy nie będzie miał nic przeciwko towarzystwu siostry, bo może zdarzyć się tak, że przyda się ktoś, kto pomoże trzymać blendę.
Przynajmniej 30 minut do przodu. Dotyczy to przede wszystkim różnego rodzaju odciśniętych linii na Twoim ciele, które pozostawiły Twoje ubrania. Niestety są bardzo problematyczne do usunięcia w photoshopie, dlatego moja mała rada jest taka, żeby wziąć ze sobą jakąś luźniejszą sukienkę i przed robieniem makijażu się przebrać. Po zrobieniu się na bóstwo odciśnięte spodnie czy skarpetki przestaną być problemem.
Jeśli uważasz, że masz lepszy lewy profil możesz powiedzieć o tym przed sesją. Jeśli jednak fotograf robi Ci więcej zdjęć z prawego profilu, nie denerwuj się. Większość ludzi jest zbyt krytyczna wobec siebie, a skoro fotografowi bardziej podoba się Twoja „brzydsza” strona to musi mieć jakąś wizję. Po sesji może się okazać, że spojrzysz na siebie inaczej i spodoba Ci się ten nieszczęsny prawy profil, którego od lat nie lubiłaś. Fotografowi również zależy na tym, by zdjęcia były jak najlepiej i jeśli uzna, że coś wygląda kiepsko to na pewno Ci o tym powie, nie martw się.
jako najgorsze zdanie, które może usłyszeć fotograf. Mała pupa? Wyretuszuje się. Niewyregulowane brwi? Wyretuszuje się. Tu wyszły zgrabniejsze nogi, a tam lepsza mina? Doklei się. Marzą Ci się większe cycki i węższa talia? Poprawi się. Przecież fotograf to trochę taki chirurg plastyczny, więc śmiało! Powiedz, o czym jeszcze marzysz! A tak serio to nie rób sobie z fotografa wroga, bo cycki mogą być jeszcze mniejsze, a krostki bardziej widoczne.
Żaden fotograf się na to nie zgodzi. Koniec i kropka.
Nie wiem, czy wiesz, ale fotograf to też człowiek. Ma rodzinę i czasem nawet dzieci i inne zwierzątka. Fotograf potrzebuje coś zjeść, przeczytać książkę i nawet zrobić siku od czasu do czasu. Więc jeśli zdjęcia są robione na zasadzie TFP to daj fotografowi żyć i grzecznie czekaj. Usprawiedliwia Cię to pytanie tylko wtedy, gdy spotkasz jakiegoś leniucha, który trzyma zdjęcia ładnych parę miesięcy. Wtedy pisz, wal drzwiami i oknami! A co! Masz do tego prawo!
Nie, nie zgram. Tak, wybiorę dla Ciebie te najlepsze. To tak jakby pójść do cukierni i poprosić o wszystkie półprodukty użyte do upieczenia kupowanego przez nas ciastka.
Przed każdą sesją warto dopytać fotografa o zasady publikowania. Jeśli fotograf wysyła Ci w małym rozmiarze zdjęcie podglądowe to go nie publikuj. Fotograf nie ma obowiązku pokazywania wcześniej zdjęć, robi to z grzeczności lub z sympatii, więc uszanuj to i nie rób antyreklamy fotografowi z zapikselowanego zdjęcia.
Po pierwsze: nie wypada robić drugiemu człowiekowi antyreklamy. Jeśli wstawiasz zdjęcie na instagrama, wstawiaj w oryginalnym rozmiarze i pierwotnych kolorach. Ludzie będą oceniać całą pracę, która po dodaniu Twoich filtrów może sporo stracić. Po drugie: to niezgodne z prawem. Każda Twoja ingerencja w pracę bez zgody autora może ponieść swoje konsekwencje, które nie będą tanie. Przykład: wyobraź sobie, że pieczesz ciasto, starasz się, dodajesz składniki według własnego uznania. Jesteś mega dumna z finalnej wersji, a ktoś przychodzi i dodaje swoje owoce, posypuje inną posypką i mówi, że Ty jesteś autorem ciasta, choć zmieniona wersja totalnie Ci się nie podoba.
Ostatni i chyba najważniejszy punkt – zawsze, ale to ZAWSZE podpisuj, kto jest autorem zdjęcia. Ciebie to naprawdę nic nie kosztuje. Zawsze dobrze jest postawić się na miejscu drugiego człowieka. Jak byś się czuła, gdybyś napracowała się przy czymś bardzo mocno, była z tego dumna, wszędzie publikowano by Twoją pracę, a finalnie okazałoby się, że nie podpisano ani jednym słowem autora? Robienie zdjęć to tak naprawdę spore przedsięwzięcie, o którym modelki czasem nie mają zielonego pojęcia. To nie tylko stanie za aparatem i pstrykanie. To planowanie ujęć, koszt zużycia aparatu, koszt programu graficznego, poświęcony czas, w którym nie zrobi się już nic innego. Dlatego małe „fot. Zenek Sztacheta” należy się każdemu fotografowi.
Nigdy nie byłam modelką i pewnie nigdy nie będę. Mój punkt widzenia opieram wyłącznie na moich spostrzeżeniach jako osoby robiącej zdjęcia. Tym bardziej się cieszę, że będę mogła dowiedzieć się od Was, co na ten temat sądzą modelki (jeśli są tu takie, dajcie znać!). To pomoże sprawić, by współpraca obu stronom układała się jak najlepiej. Bo o to nam wszystkim chodzi, prawda?
Artykuł 16 porad dla modelek pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł Kosmetyczni ulubieńcy grudnia – Becca, Kat Von D, Bielenda pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Grudzień bez dwóch zdań był moim ulubionym miesiącem kosmetycznym!
W moje ręce trafiły cztery produktu, bez których teraz nie wyobrażam sobie codziennego makijażu. Nigdy wcześniej nie przywiązywałam uwagi do tego, co trafia do mojej kosmetyczki, a ostatnio się to zmieniło. Teraz przedkładam jakość nad ilość i w sklepie przy półkach stoję dwa razy dłużej niż zazwyczaj. Moi ulubieńcy grudnia to trzy produkty z wyższej półki, w które warto zainwestować lub przynajmniej pomacać w sklepie, by sprawdzić ich jakość i jeden produkt z niższej półki, który stał się podstawą mojego makijażu.
Jesteś ciekawa? ↓↓↓
Gdybym sama miała stworzyć paletę, która będzie w stu procentach w moim stylu, wyglądałaby dokładnie tak jak ta! Brązy, beże i czarny cień do podkreślenia lini rzęs. Ogromnym plusem jest pigmentacja, która mnie mocno zaskoczyła. Przyzwyczajona byłam do cieni z Inglota, które musiałam nakładać warstwami, by było je widać, a tu po nabraniu niewielkiej ilości na pędzel, zrobiłam z siebie pandę, bo nie spodziewałam się tak mocnego koloru. I kolejny plus za wielkość kolorów bazowych, które zazwyczaj kończą mi się najszybciej.
Więcej zalet? Cienie świetnie się rozcierają, nie osypują się w ciągu dnia (choć podczas aplikacji czasem coś spadnie na policzek), przyjemna konsystencja, super trwałość. I to opakowanie! Jest plastikowa i solidnie wykonana, główny napis jest wystający, przez co cała paletka wydaje się jeszcze atrakcyjniejsza i aż chętnie się ją dotyka.
Czy jest warta swojej ceny? Tak! Choć doszły do mnie informacje, że w Polsce cena jest trochę zawyżona i warto szukać taniej gdzieś za granicą.
Mój pierwszy kosmetyk Kat Von D, który kupiłam podczas podróży do Nowego Jorku, więc mam do niego ogromny sentyment. Udało mi się kupić paletę w promocji za $24, co po przeliczeniu daje nam mniej więcej 86zł. W Polsce można ją kupić za 199zł, więc różnica jest spora, a promocje na tę markę niestety nie obowiązują.
Paleta do konturowania, tak jak ta do cieni, jest mocno napigmentowana. Trzy matowe bronzery i pudry mają sporą gramaturę. Blendują się jak marzenie i mają przyjemną konsystencję, dlatego mnie czasem zdarza się przesadzić z ich użyciem. Samo opakowanie jest dużo gorsze niż palety z cieniami – jest tekturowe, a główny napis jest płaski.
Czy produkt jest warty swojej ceny? Tak! Nie wyobrażam sobie codziennego makijażu bez użycia tej palety.
Róż, bronzer i piękne rozświetlacze mieniące się w kolorze rose gold zapakowane w marmurkowe opakowanie to moi ulubieńcy grudnia! Są świetnie napigmentowane i rewelacyjnie rozprowadzają się na twarzy. Byłam przekonana, że do mojego typu urody pasują tylko zimne kolory, a ta paletka zmieniła moje zdanie. Początkowo nie potrafiłam aplikować tego różu i po nałożeniu go wyglądałam jakbym się ciągle wstydziła, ale to raczej wina moich umiejętności, a nie paletki. Dziś już się z różem zaprzyjaźniłam i nie popełniamy już takich błędów ♥
Paletkę otrzymałam w prezencie, za co jestem ogromnie wdzięczna, bo pochodzi ona z kolekcji limitowanej. Nie orientuję się, ile zazwyczaj kosztują takie paletki i nie wiem, czy ta należy do tych drogich, ale zdecydowanie jest warta swojej ceny! Warto polować na promocje, bo wiem, że na tę markę często one obowiązują.
Produkt kupiony na szybko bez zastanowienia w Rossmanie i wybrany ze względu na ładne opakowanie i dość niską cenę (tylko 19zł). Okazał się moim ulubieńcem, bez którego nie wyobrażam sobie makijażu – co widać po ilości, która została w opakowaniu. Podchwyciła go nawet moja mama! Produkt dostępny w trzech wersjach, ale ja wybrałam wersję wyrównującą koloryt.
Baza nawilża i pod makijażem nie podkreśla suchych skórek, czym skradła moje serce. Jedynym minusem jest czas w jakim zużywa się buteleczka. Buteleczka wystarcza na około miesiąc przy codziennym stosowaniu. Ale patrząc na cenę to jest to do zniesienia.
To był moje pierwsze spotkanie z marką Bielenda i jestem ciekawa innych produktów. Dziewczyny, używałyście, testowałyście? Co możecie mi polecić? ♥
Oto moi kosmetyczni ulubieńcy grudnia! Dziewczyny, czy korzystałyście z tych produktów? Jaka jest Wasza opinia? Chętnie dowiem się, co Wy używacie do konturowania i jaka baza pod makijaż sprawdza się Wam najlepiej. Koniecznie dajcie znać w komentarzach!
Artykuł Kosmetyczni ulubieńcy grudnia – Becca, Kat Von D, Bielenda pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł New York travel diary 2017 pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Po dwóch miesiącach przychodzę do Was z relacją z najlepszej podróży w moim życiu! Jeśli obserwujesz mnie na Instagramie, pewnie już wiesz, że nie tak dawno temu spełniłam jedno z najważniejszych marzeń w moim życiu. Mowa oczywiście o podróży do Stanów Zjednoczonych. Spamowałam zdjęciami na instagramowym profilu i InstaStory za co bardzo przepraszam. Albo wiesz co? Nie, nie przepraszam, bo było naprawdę cudownie! Ale więcej opowiem Ci za chwilę :) Dostałam od Was dziesiątki przemiłych wiadomości na temat mojej podróży, więc postanowiłam zebrać do kupy wszystkie zrobione zdjęcia i zebrane informacje i udostępnić je tutaj. Większość zdjęć robiłam telefonem ze względu na spory ciężar aparatu, który nie pozwoliłby mi na zwiedzanie Nowego Jorku metrem czy na spacerowanie po Los Angeles. Dlatego mam nadzieję, że nie uciekniesz stąd widząc nieostre czy zaszumione zdjęcia, tylko uda Ci się złapać klimat odwiedzanych przeze mnie miejsc i znaleźć w nich inspirację do ich odwiedzenia w przyszłości.
Nowy Jork – to tu rozpoczęliśmy swoją trzytygodniową podróż i to właśnie to miasto chciałabym Ci dziś pokazać. Do Nowego Jorku dolecieliśmy koło 20:30, czyli po słońcu nie było żadnego śladu. Na szczęście dzięki miejscom w klasie premium po 9-godzinnym locie nie czuliśmy zmęczenia. Dzięki temu wiedzieliśmy, że tego dnia jeszcze pójdziemy zobaczyć miasto. Pierwsze wrażenie po wyjściu z terminala? Lekkie rozczarowanie. Podróż z lotniska JFK do hotelu w Queens mnie przeraziła. Zero wysokich wieżowców, zero dźwięków, które słyszy się w filmach i zero klimatu. Dopiero, gdy wysiedliśmy z taksówki przy hotelu, moim oczom ukazały się ogromne wieżowce, a gdzieś w tle słychać było syrenę jadącej karetki. Brakowało jeszcze kamienic ze schodkami przeciwpożarowymi, budki z bajglami gdzieś przy ulicy i tłumu ludzi przechodzącego na czerwonym świetle, ale już zaczynałam czuć ten klimat, na którym tak bardzo mi zależało. Witaj, Nowy Jorku!
Pierwsze miejsce z mojej listy „must see”, które udało się zobaczyć jeszcze w dniu przylotu do NYC. Wierz mi lub nie, ale te wszystkie billboardy i neony rażące w oczy z otaczających Cię wieżowców robią niesamowite wrażenie! I Ci ludzie, i czerwone schody, i ogromna reklama Stranger Things, i pizza na kawałki kupiona w jakimś barze, i Broadway, który minęliśmy w drodze do metra. Aż żałuję, że z braku czasu nie udało nam się ponownie wrócić w to miejsce przed wylotem.
Koniecznie zerknij na mój kilkusekundowy filmik!
To właśnie po wstawieniu zdjęć z tego miejsca zasypialiście mnie prywatnymi wiadomościami na Instagramie. Nowy Jork z góry robi wrażenie, prawda? 102 piętro! Na żywo wszystko wygląda dwa razy piękniej, naprawdę! W tym miejscu jest już tyle wysokich budynków, a jeszcze drugie tyle się buduje, dlatego chętnie kiedyś tam wrócę, by móc zrobić identyczne zdjęcia i porównać, jak miasto się zmieniło. I jeszcze chętniej przejadę się windą, która w 45 sekund pokonuje ponad sto pięter, wyświetlając świetne animacje na ekranach umieszczonych na ścianach windy.
Za ten cudowny widok niestety trzeba zapłacić. My kupiliśmy sobie City Pass – kartę, która umożliwia darmowy wstęp do wielu atrakcji, które akurat chcieliśmy zobaczyć. Sama karta miejska kosztuje około 120 dolarów (plus tax) za osobę. Gdy zechcesz samemu kupić wejściówki do miejsc, które Cię interesują, wyjdzie dużo drożej. Z tego, co pamiętam, City Pass pozwala na zwiedzenie dziewięciu atrakcji, z których możesz wybrać sześć.
Budynek One World Observatory powstał w miejscu biurowców WTC zniszczonych w wyniku zamachu z 11 września 2001 roku.
Och, on naprawdę wygląda tak jak w filmach! Jest ogromny, pod miejscem dla pieszych jeżdżą auta i z niego jest niesamowity widok na Manhattan. Może jestem niepoprawną romantyczką, ale chciałabym codziennie chodzić tamtędy do pracy ze słuchawkami w uszach, patrzeć na tych wszystkich otaczających mnie ludzi i podziwiać widok na miasto. Spore wrażenie robi na mnie również sam fakt, że został zbudowany ponad sto lat temu (1883r.).
Mnie nie udało się zrobić fajnych zdjęć z tego mostu, bo akurat było na nim mnóstwo ludzi. Ale następnym razem wybiorę się tam bardzo wcześnie, by móc zrobić zdjęcia jak z najlepszych instagramowych profili! I koniecznie wpadnę też na zachód słońca, bo tym razem go przegapiłam.
Nowy Jork bez mostu brooklińskiego to nie Nowy Jork! Zgadzacie się? ↓
Jeśli zadowala Cię widok Statuy (czy Statuły?) Wolności z daleka to spokojnie możesz odpuścić sobie wycieczkę statkiem. Bo po pierwsze: nowojorska Statua z bliska robi super wrażenie, ale trochę szkoda czasu na całą wyprawę. W tym czasie możesz zwiedzić inne atrakcje czy po prostu przespacerować się po Central Parku lub poszukać kultowych miejsc z filmów. Po drugie: na statku możesz trafić na grupę dzieciaków, które będą się darły, więc podróż nie będzie przyjemna. I po trzecie: przy każdej próbie wyjścia na zewnętrzny pokład będziesz walczyć z wiatrem o drzwi, a trzyminutowe podziwianie widoków na zewnątrz skończy się spędzeniem kolejnego dnia w łóżku. Oczywiście mowa tu o wycieczce w listopadzie, bo pewnie latem jest cudownie :)
Największym plusem całej wycieczki statkiem jest powrót w stronę lądu. Niesamowity widok na Manhattan robi wrażenie! Dla niego można zaryzykować wyjście na pokład i podziwianie go z cieknącymi gilami z zimna.
Moim marzeniem jest wynajęcie małego helikopterka i obejrzenie Statuy Wolności z góry wraz z całym Manhattanem w tle. Może kiedyś się uda!
Jeden z najbardziej niesamowitych budynków, które miałam okazję w życiu oglądać! Na pewno go kojarzysz, bo pojawia się w połowie filmów kręconych w Nowym Jorku. Mimo szarej i deszczowej pogody, na żywo zrobił ogromne wrażenie!
I te tłumy ludzi, i złoty zegar widoczny na zdjęciu, i żółte taksówki, i klaksony, i przejeżdżająca w tle karetka, i sklepy. Wszystko to zebrane do kupy w jednym miejscu tworzy naprawdę cudowny klimat jak z najlepszych filmów. Aż chciałoby się tak wrócić teraz, zaraz, już!
Na pewno kojarzycie ten most ze słynnych ujęć pomiędzy kamienicami, prawda? Przez turystów często mylony z Brooklyn Bridge. Nawet ja przez dłuższy czas myślałam, że to jest jeden i ten sam most, dopóki nie zapragnęłam zrobić sobie tego słynnego zdjęcia.
Jeśli chcesz mieć zdjęcie w tym stylu, musisz wiedzieć jedno – przygotuj się na tłumy ludzi dookoła i rząd samochodów. Teraz wiem, że aby zrobić perfekcyjne ujęcie, trzeba albo usunąć ludzi i auta w photoshopie, albo przyjechać zaraz po wschodzie słońca. Tylko czy aby na pewno jest to tego warte? :)
Mnie nie udało się zrobić fajnego zdjęcia. Brzydki bus w tle, Azjaci dookoła i okropna pogoda pokrzyżowały moje plany. Ale przy kolejnej wizycie w Nowym Jorku na pewno znów się tam wybiorę!
Najbardziej charakterystyczny budynek Nowego Jorku.
Ogromnym plusem miejsca jest fakt, że z Empire State możesz zobaczyć Nowy Jork bez oddzielającej Cię szyby, co wkurzało mnie przy robieniu zdjęć z One World Observatory. Teraz, gdy od podróży do USA minęło już ponad dwa miesiące, najchętniej wracam właśnie do tych zdjęć z Empire State i gapię się na dachy budynków, jak gdybym mogła dostrzec tam coś niezwykłego. Jestem wariatką – to jest pewne :) Zresztą poza widokiem, sam budynek w środku też robi wrażenie.
Oglądając amerykańskie filmy kręcone w Nowym Jorku, już jako dziecko marzyłam, by odwiedzić to miasto i znaleźć się „w tym duuużym budynku”. Empire State to moje must see na liście rzeczy, które koniecznie trzeba choć raz zobaczyć będąc w NYC.
Ależ ja mam słabość do takich budynków! On wygląda dokładnie tak jak w filmach – cały biały, w środku trochę przypomina Hogwart, a gdy patrzysz na drewniane stoły i półki to zaczynasz zastanawiać się, ile wybitnych osób korzystało z tych książek. Jest klimat!
Przed wejściem przechodzisz podobną kontrolę jak na lotnisku. Trzeba otworzyć torbę i przejść przez wykrywacz. U nas poza lotniskiem nigdzie aż tak Cię nie sprawdzają, a tam nawet w muzeum czy bibliotece dbają o bezpieczeństwo. I byłabym tym nawet zachwycona, gdyby nie fakt, że trzeba stać w kolejce. Jak ja nienawidzę kolejek!
To chyba najbardziej znany dworzec na świecie! Choć widziałam go w niejednym filmie, to najbardziej w głowie utkwił mi dzięki serialowi Plotkara. A Wam? Kolejny budynek robiący na mnie niesamowite wrażenie! Ludzie, tablice informacyjne w starym stylu, wielkie okna i ogromna amerykańska flaga rzucająca się w oczy, gdy tylko przekroczysz próg dworca. Wszyscy się gdzieś śpieszą, ktoś strzela zdjęcie, ktoś kucnął na środku i wiąże buta, a jeszcze ktoś inny stoi i na coś czeka – tak zapamiętałam to miejsce.
I to właśnie tam spotkała mnie niesamowicie miła sytuacja. Pierwszy raz w życiu ktoś do mnie podszedł i z uśmiechem na ustach powiedział „Hej, świetne masz buty! Gdzie je kupiłaś?”. Oczywiście po angielsku :) Nie byłoby to niczym niezwykłym, gdyby nie fakt, że tym kimś był ciemnoskóry chłopak, a moje buty były różowe. I wiesz co? Do końca wyjazdu dumnie patrzyłam na swoje buty, a dziewczyna komplementująca je w jednym ze sklepów w Los Angeles jeszcze bardziej zachęciła mnie, by ciągle je nosić.
Nasza lista miejsc do zwiedzenia była długa. Wielu punktów nie udało się zobaczyć, np. Central Parku czy widoku o zachodzie słońca z Top of the rock. Niespodziewanie rozłożyła nas choroba i cały jeden dzień przeleżeliśmy w łóżku. Ale nie żałujemy! Przynajmniej mamy po co tam wracać!
Ale muszę Ci się do czegoś przyznać. Choć zwiedziłam już kilka pięknych państw, to właśnie w Nowym Jorku poczułam, że urodziłam się w złym miejscu. Od razu pokochałam to miasto, tych śpieszących się ludzi i hałas dookoła. Jako fotograf miałabym tyle miejsc pod sesje, których tu w Polsce czasem mi brakuje. Trzeba być po prostu mną, by zachwycać się drabinką przeciwpożarową przy starej kamienicy, dźwiękiem straży pożarnej i klaksonów samochodowych czy po prostu studzienką, z której wydobywa się para (jak w filmach!). I gdy słyszę, że ktoś nie lubi Nowego Jorku właśnie przez ten szum czy ogromne korki to aż mi się żal robi, bo ja właśnie to najbardziej lubię.
Zawsze marzyłam, by polecieć do Nowego Jorku jesienią, gdy wszystko będzie pomarańczowe i koniecznie poczuć tę atmosferę podczas Halloween. Przylecieliśmy 6 listopada, czyli parę dni po Halloween, ale jeszcze gdzieniegdzie były pozawieszane pajęczyny i różnego rodzaju ozdoby. A żółte drzewa? Mało, ale przecież jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Artykuł New York travel diary 2017 pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>Artykuł Moje podsumowanie 2017 roku – działo się! pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>2017. To miał być pierwszy rok bez postanowień, których nigdy i tak nie mogę dotrzymać. No bo po co? Co roku wszystko kończyło się tak samo. Tydzień, dwa i zazwyczaj podnosiłam ręce w geście poddania. Machałam białą flagą tak szybko, by ukryć zaczerwienioną od wstydu twarz, że znów się nie udało. Dlatego dokładnie rok temu zrezygnowałam z etapu „nowy rok – nowa ja” i chyba wyszło mi to na dobre. Brak parcia na odchudzanie, na bycie lepszą wersją samej siebie i na spełnianie innych głupot, po których i tak nic się nie zmienia. Stan na dzień dzisiejszy? Milion kilogramów na plusie, tysiące gorszych chwil i kilka naprawdę cudownych wspomnień. To pierwsze jeszcze kiedyś zgubię, to drugie szybko zapomnę, a trzecie będzie ze mną do końca życia. Dzięki, 2017 roku! Dobra robota!
Jak pewnie wiecie po TYM wpisie, na początku stycznia otworzyłam swój własny sklep. Choć moje małe dziecko WHY NOW ruszyło dopiero 29 stycznia, to już 10 listopada 2016 roku zostałam pełnoprawnym właścicielem jednoosobowej działalności gospodarczej. Czy się bałam? Jak cholera! Ale spełniłam jedno ze swoich marzeń. Stworzyłam dla Was dwa plannery, które polubiliście i które zebrały mnóstwo pozytywnych opinii. Gdybym mogła cofnąć czas i wiedzieć, co przyniesie mi ten rok w biznesie, to postąpiłabym tak samo. Wiadomo, można lepiej. Mogłabym nie mieć słomianego zapału, mogłabym być bardziej sumienna i otwarta na nowe pomysły. Ale niesamowicie cieszę się, że jestem dokładnie w tym miejscu i bardzo dziękuję wszystkim, którzy przez cały ten okres mi pomagali. Bez nich pewnie nie dałabym sobie rady.
Nigdy nie pomyślałabym, że znajdę się w takim miejscu! Moje marzenia ograniczały się do podróży po Stanach, trochę po Europie, ale Kuba? No way. Ale się stało! I były to najlepsze i na pewno najcieplejsze urodziny pod słońcem! I pierwsza taka długa podróż samolotem. Choć nie udało mi się wstawić relacji z wyjazdu tu na bloga, to z przyjemnością wracam do folderu w telefonie ze zdjęciami z tego okresu. Białe plaże, błękitna i niesamowicie czysta woda, świetny klimat i najpiękniejsze dwa tygodnie. To był zdecydowanie najlepszy początek roku!
O obawach dotyczących sesji z przepiękną Srinidhi Shetty pisałam Wam w TYM poście. Dziś z biegiem czasu niesamowicie cieszę się, że mogłam poznać tę cudowną osobę! Pewnie niesamowicie żałowałabym, gdybym nie podjęła się zrobienia tych zdjęć. Problem z mówieniem w języku angielskim mam od zawsze – trochę się wstydzę i często wmawiam sobie, że po prostu nie umiem. Sesja z Sri lekko pchnęła mnie w stronę bycia odważniejszym, choć jeszcze długa droga przede mną. Może właśnie to powinnam zmienić w 2018 roku?
Karolę poznałam milion lat temu przy współpracy z jedną z agencji modelek. W 2016 roku współpracowałam z konkursem Miss Ziemi Łódzkiej, w którym Karola zdobyła główny tytuł. Już nie pamiętam, jak długo umawiałyśmy się na wspólne zdjęcia, ale dopiero w tym roku nam się udało. Zrobiłyśmy dwie sesje, z czego jedną możecie obejrzeć TUTAJ. Uwielbiam te zdjęcia i mam nadzieję, że niedługo uda nam się stworzyć coś nowego.
To była nasza trzecia podróż w tym kierunku. I pewnie nie ostatnia! Choć wydaje nam się, że zobaczyliśmy już wszystko, pewnie chętnie tam wrócimy. Dla plaż, dla kamienistych gór i sympatycznych ludzi. Dla arbuzów kupionych przy drodze, dla zachodów słońca i dla najlepszych widoków.
Więcej o naszych podróżach na Cypr możecie przeczytać w tych wpisach:
Dzięki współpracy z konkursem piękności Miss Ziemi Łódzkiej po raz kolejny miałam okazję nadać tytuł Miss Foto. W tym roku padło na Kingę, którą wybrałam pierwszego dnia, gdy tylko ją zobaczyłam. Jestem ogromną fanką jej urody! Czy wy widzicie te loki? Cudo! Za nami pierwsza sesja, która już jest moją ulubioną. Już mamy w planach następne sesje, więc bądźcie czujni! Całą sesję możecie zobaczyć TUTAJ.
Zdecydowanie najpiękniejszy moment w całym roku! Spełnienie moich największych marzeń. Najpierw spędziliśmy pięć dni w Nowym Jorku. Potem sześciogodzinny lot do Phoenix, gdzie wynajęliśmy auto i przenocowaliśmy, by następnego dnia ruszyć w stronę Las Vegas, po drodze oglądając Wielki Kanion. Po jednej nocy w Las Vegas, pojechaliśmy do Los Angeles, potem San Francisco, park Yosemitte, Monterey i wróciliśmy do Los Angeles. Właśnie stąd mieliśmy lot do Polski, który nam odwołano. Dzięki temu dostaliśmy dodatkowe dwa dni w LA. Cudowne trzy tygodnie. Zawsze marzyłam, by zwiedzić Nowy Jork jesienią, przejść się po Venice Beach czy zobaczyć Wielki Kanion. I się udało! Ale o tym przygotowuję osobny wpis, więc czekajcie i wyglądajcie!
Wpisy na blogu o USA:
Najmilszy koniec roku! W najnowszym numerze magazynu Joy znajdziecie całą stronę poświęconą Siostrom ADiHD. Dziewczyny wymieniają swoje zimowe niezbędniki, a wśród nich moje plannery WHY NOW! Dzięki, dziewczyny! A Wy jeśli macie czas to wpadajcie na ich bloga – TUTAJ.
Początkowo nie chciałam publikować tego wpisu. Wydawało mi się, że nic szczególnego nie wydarzyło się przez ten rok. A potem zdałam sobie sprawę, że spełnianie marzeń, nawet tych niewielkich, to idealny powód, by się pochwalić. Prawda? Trzy wspaniałe podróże, własny sklep, wspaniali ludzie dookoła. Czego chcieć więcej?
I siedząc w tej piżamie we własnym łóżku z laptopem na kolanach, życzę sobie, by kolejny rok był przynajmniej w połowie taki jak ten. Może w końcu uda mi się wziąć za siebie? Może zdam prawo jazdy i nauczę się angielskiego? I może wreszcie będę regularnie publikować wpisy na blogu i stanę się bardziej asertywna? Kto wie! Nie spisuję postanowień, co ma być to będzie.
Artykuł Moje podsumowanie 2017 roku – działo się! pochodzi z serwisu Fiorka.
]]>