Artykuł 8 rzeczy, które koniecznie musisz zrobić w Nowym Jorku pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>A ja? Ja zachwycam się każdą drabinką przeciwpożarową i każdą studzienką, z której wydobywa się para. Uwielbiam wszystkie tabliczki z napisem One Way, a od wielkich i często zabrudzonych witryn w sklepach czy knajpkach nie mogę oderwać wzroku. Klaksony aut stojących w korku wraz z syreną nadjeżdżającej straży pożarnej to najcudowniejsze miejskie dźwięki, jakie kiedykolwiek słyszałam. Jaram się każdą nawet najmniejszą amerykańską flagą wywieszoną w oknie, a na Empire State Building będę wracać za każdym razem, gdy będę w Nowym Jorku. Czy jestem wariatką? Może trochę, tylko nie mów nikomu!
Dziś mam dla Ciebie listę kilku rzeczy, które trzeba koniecznie zrobić w Nowym Jorku. To właśnie z tymi rzeczami kojarzy mi się to miasto i to właśnie one pozwolą poczuć Ci klimat tego miejsca na mój własny sposób :)
Chyba nikogo nie zdziwi ten podpunkt. Najważniejszy i koniec kropka. Poczuj się jak Carrie Bradshaw z Seksu w wielkim mieście i złap taksówkę machnięciem ręki. Już nie musisz kłócić się o nią z innym przechodniem jak to robią w filmach. Ale sama przejażdżka nawet trzy przecznice musi być! Pamiętaj o napiwku, który wynosi mniej więcej 15-20% rachunku.
Moje marzenie! Mnie niestety nie udało się zobaczyć Nowego Jorku z góry przy zachodnie słońca o czym pisałam już przy wpisie z niewielką relacją z podróży, ale następnym razem to nadrobię i przywiozę najpiękniejsze zdjęcia, którymi będę się tutaj chwalić, obiecuję!
I podziwiać wspaniały Manhattan. I mijać spieszących się ludzi przeróżnych narodowości. I zatrzymać się, by popatrzeć na przejeżdżające samochody. I zrobić zdjęcie z wielkimi wieżowcami w tle. Brzmi cudownie, prawda?
Ale z takiego z prawdziwego zdarzenia – trochę obskurnego, pełnego bajgli, które zasłaniają przednią szybę i przy którym stoją robotnicy popijając kawę. Tak właśnie zapamiętałam te śmieszne budki, które mijałam po wyjściu ze stacji metra.
Tak, dobrze przeczytałeś – na czerwonym świetle. Będąc w Nowym Jorku, zwróciłam uwagę, że ludzie nie czekają na zielone światło, tylko ruszają do przodu, gdy tylko czerwone światło zatrzyma auta. Całkiem przyjemne uczucie stać w środku takiego tłumu i widzieć obok siebie mężczyzn w garniturach, robotników, matki z wózkami i wiele innych tak różnych od siebie ludzi. Ale musicie uważać na jedną rzecz! Jeśli jesteście z drugą osobą, trzymajcie się blisko, bo mnie już zdarzyło się zgubić.
Ciacha sprzedawane praktycznie w każdym sklepie. Mimo, że w Polsce mamy serniki i szarlotki to smakiem sporo się różnią. Wiadomo, te jedzone wśród wysokich budynków i popijane kawą lub herbatą na wynos smakują dużo lepiej.
Wydawało mi się, że już nic tak przyziemnego mnie w życiu nie zachwyci, ale The New York Times to była jedna z pierwszych „pamiątek”, które udało mi się kupić. Gazeta jest dwa razy większa od tych sprzedawanych w Polsce i zrobiła na mnie spore wrażenie. Choć z angielskim od zawsze mam problem (w szkole byłam dobra z matmy!) i nie wszystkie artykuły zrozumiałam to widok ludzi w metrze czytających tę ogromną gazetę wszystko mi wynagrodził.
Tego punktu nie udało mi się jeszcze zrealizować, ale przy kolejnej wizycie w Nowym Jorku na pewno go odhaczę! Przed wyjazdem znalazłam w internecie listę wieżowców z knajpkami na dachach, do których można dostać się bez problemu. Randka na wysokościach z boskim widokiem z góry – marzenie!
Kochani, koniecznie dajcie znać, co jest Waszym must do w Nowym Jorku! Które miejsca najchętniej odwiedzacie? Co warto spróbować a czego unikać? I też macie taką słabość do tego miejsca tak jak ja?
Artykuł 8 rzeczy, które koniecznie musisz zrobić w Nowym Jorku pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>Artykuł USA Travel Diary – Nowy Jork pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>Po dwóch miesiącach przychodzę do Was z relacją z najlepszej podróży w moim życiu!
Jeśli obserwujesz mnie na Instagramie, pewnie już wiesz, że nie tak dawno temu spełniłam jedno z najważniejszych marzeń w moim życiu. Mowa oczywiście o podróży do Stanów Zjednoczonych. Spamowałam zdjęciami na instagramowym profilu i InstaStory za co bardzo przepraszam. Albo wiesz co? Nie, nie przepraszam, bo było naprawdę cudownie! Ale więcej opowiem Ci za chwilę :) Dostałam od Was dziesiątki przemiłych wiadomości na temat mojej podróży, więc postanowiłam zebrać do kupy wszystkie zrobione zdjęcia i zebrane informacje i udostępnić je tutaj. Większość zdjęć robiłam telefonem ze względu na spory ciężar aparatu, który nie pozwoliłby mi na zwiedzanie Nowego Jorku metrem czy na spacerowanie po Los Angeles. Dlatego mam nadzieję, że nie uciekniesz stąd widząc nieostre czy zaszumione zdjęcia, tylko uda Ci się złapać klimat odwiedzanych przeze mnie miejsc i znaleźć w nich inspirację do ich odwiedzenia w przyszłości.
Nowy Jork – to tu rozpoczęliśmy swoją trzytygodniową podróż i to właśnie to miasto chciałabym Ci dziś pokazać. Do Nowego Jorku dolecieliśmy koło 20:30, czyli po słońcu nie było żadnego śladu. Na szczęście dzięki miejscom w klasie premium po 9-godzinnym locie nie czuliśmy zmęczenia. Dzięki temu wiedzieliśmy, że tego dnia jeszcze pójdziemy zobaczyć miasto. Pierwsze wrażenie po wyjściu z terminala? Lekkie rozczarowanie. Podróż z lotniska JFK do hotelu w Queens mnie przeraziła. Zero wysokich wieżowców, zero dźwięków, które słyszy się w filmach i zero klimatu. Dopiero, gdy wysiedliśmy z taksówki przy hotelu, moim oczom ukazały się ogromne wieżowce, a gdzieś w tle słychać było syrenę jadącej karetki. Brakowało jeszcze kamienic ze schodkami przeciwpożarowymi, budki z bajglami gdzieś przy ulicy i tłumu ludzi przechodzącego na czerwonym świetle, ale już zaczynałam czuć ten klimat, na którym tak bardzo mi zależało. Witaj, Nowy Jorku!
Pierwsze miejsce z mojej listy „must see”, które udało się zobaczyć jeszcze w dniu przylotu do NYC. Wierz mi lub nie, ale te wszystkie billboardy i neony rażące w oczy z otaczających Cię wieżowców robią niesamowite wrażenie! I Ci ludzie, i czerwone schody, i ogromna reklama Stranger Things, i pizza na kawałki kupiona w jakimś barze, i Broadway, który minęliśmy w drodze do metra. Aż żałuję, że z braku czasu nie udało nam się ponownie wrócić w to miejsce przed wylotem.
Koniecznie zerknij na mój kilkusekundowy filmik!
To właśnie po wstawieniu zdjęć z tego miejsca zasypialiście mnie prywatnymi wiadomościami na Instagramie. Nowy Jork z góry robi wrażenie, prawda? 102 piętro! Na żywo wszystko wygląda dwa razy piękniej, naprawdę! W tym miejscu jest już tyle wysokich budynków, a jeszcze drugie tyle się buduje, dlatego chętnie kiedyś tam wrócę, by móc zrobić identyczne zdjęcia i porównać, jak miasto się zmieniło. I jeszcze chętniej przejadę się windą, która w 45 sekund pokonuje ponad sto pięter, wyświetlając świetne animacje na ekranach umieszczonych na ścianach windy.
Za ten cudowny widok niestety trzeba zapłacić. My kupiliśmy sobie City Pass – kartę, która umożliwia darmowy wstęp do wielu atrakcji, które akurat chcieliśmy zobaczyć. Sama karta miejska kosztuje około 120 dolarów (plus tax) za osobę. Gdy zechcesz samemu kupić wejściówki do miejsc, które Cię interesują, wyjdzie dużo drożej. Z tego, co pamiętam, City Pass pozwala na zwiedzenie dziewięciu atrakcji, z których możesz wybrać sześć.
Budynek One World Observatory powstał w miejscu biurowców WTC zniszczonych w wyniku zamachu z 11 września 2001 roku.
Och, on naprawdę wygląda tak jak w filmach! Jest ogromny, pod miejscem dla pieszych jeżdżą auta i z niego jest niesamowity widok na Manhattan. Może jestem niepoprawną romantyczką, ale chciałabym codziennie chodzić tamtędy do pracy ze słuchawkami w uszach, patrzeć na tych wszystkich otaczających mnie ludzi i podziwiać widok na miasto. Spore wrażenie robi na mnie również sam fakt, że został zbudowany ponad sto lat temu (1883r.).
Mnie nie udało się zrobić fajnych zdjęć z tego mostu, bo akurat było na nim mnóstwo ludzi. Ale następnym razem wybiorę się tam bardzo wcześnie, by móc zrobić zdjęcia jak z najlepszych instagramowych profili! I koniecznie wpadnę też na zachód słońca, bo tym razem go przegapiłam.
Nowy Jork bez mostu brooklińskiego to nie Nowy Jork! Zgadzacie się? ↓
Jeśli zadowala Cię widok Statuy (czy Statuły?) Wolności z daleka to spokojnie możesz odpuścić sobie wycieczkę statkiem. Bo po pierwsze: nowojorska Statua z bliska robi super wrażenie, ale trochę szkoda czasu na całą wyprawę. W tym czasie możesz zwiedzić inne atrakcje czy po prostu przespacerować się po Central Parku lub poszukać kultowych miejsc z filmów. Po drugie: na statku możesz trafić na grupę dzieciaków, które będą się darły, więc podróż nie będzie przyjemna. I po trzecie: przy każdej próbie wyjścia na zewnętrzny pokład będziesz walczyć z wiatrem o drzwi, a trzyminutowe podziwianie widoków na zewnątrz skończy się spędzeniem kolejnego dnia w łóżku. Oczywiście mowa tu o wycieczce w listopadzie, bo pewnie latem jest cudownie :)
Największym plusem całej wycieczki statkiem jest powrót w stronę lądu. Niesamowity widok na Manhattan robi wrażenie! Dla niego można zaryzykować wyjście na pokład i podziwianie go z cieknącymi gilami z zimna.
Moim marzeniem jest wynajęcie małego helikopterka i obejrzenie Statuy Wolności z góry wraz z całym Manhattanem w tle. Może kiedyś się uda!
Jeden z najbardziej niesamowitych budynków, które miałam okazję w życiu oglądać! Na pewno go kojarzysz, bo pojawia się w połowie filmów kręconych w Nowym Jorku. Mimo szarej i deszczowej pogody, na żywo zrobił ogromne wrażenie!
I te tłumy ludzi, i złoty zegar widoczny na zdjęciu, i żółte taksówki, i klaksony, i przejeżdżająca w tle karetka, i sklepy. Wszystko to zebrane do kupy w jednym miejscu tworzy naprawdę cudowny klimat jak z najlepszych filmów. Aż chciałoby się tak wrócić teraz, zaraz, już!
Na pewno kojarzycie ten most ze słynnych ujęć pomiędzy kamienicami, prawda? Przez turystów często mylony z Brooklyn Bridge. Nawet ja przez dłuższy czas myślałam, że to jest jeden i ten sam most, dopóki nie zapragnęłam zrobić sobie tego słynnego zdjęcia.
Jeśli chcesz mieć zdjęcie w tym stylu, musisz wiedzieć jedno – przygotuj się na tłumy ludzi dookoła i rząd samochodów. Teraz wiem, że aby zrobić perfekcyjne ujęcie, trzeba albo usunąć ludzi i auta w photoshopie, albo przyjechać zaraz po wschodzie słońca. Tylko czy aby na pewno jest to tego warte? :)
Mnie nie udało się zrobić fajnego zdjęcia. Brzydki bus w tle, Azjaci dookoła i okropna pogoda pokrzyżowały moje plany. Ale przy kolejnej wizycie w Nowym Jorku na pewno znów się tam wybiorę!
Najbardziej charakterystyczny budynek Nowego Jorku.
Ogromnym plusem miejsca jest fakt, że z Empire State możesz zobaczyć Nowy Jork bez oddzielającej Cię szyby, co wkurzało mnie przy robieniu zdjęć z One World Observatory. Teraz, gdy od podróży do USA minęło już ponad dwa miesiące, najchętniej wracam właśnie do tych zdjęć z Empire State i gapię się na dachy budynków, jak gdybym mogła dostrzec tam coś niezwykłego. Jestem wariatką – to jest pewne :) Zresztą poza widokiem, sam budynek w środku też robi wrażenie.
Oglądając amerykańskie filmy kręcone w Nowym Jorku, już jako dziecko marzyłam, by odwiedzić to miasto i znaleźć się „w tym duuużym budynku”. Empire State to moje must see na liście rzeczy, które koniecznie trzeba choć raz zobaczyć będąc w NYC.
Ależ ja mam słabość do takich budynków! On wygląda dokładnie tak jak w filmach – cały biały, w środku trochę przypomina Hogwart, a gdy patrzysz na drewniane stoły i półki to zaczynasz zastanawiać się, ile wybitnych osób korzystało z tych książek. Jest klimat!
Przed wejściem przechodzisz podobną kontrolę jak na lotnisku. Trzeba otworzyć torbę i przejść przez wykrywacz. U nas poza lotniskiem nigdzie aż tak Cię nie sprawdzają, a tam nawet w muzeum czy bibliotece dbają o bezpieczeństwo. I byłabym tym nawet zachwycona, gdyby nie fakt, że trzeba stać w kolejce. Jak ja nienawidzę kolejek!
To chyba najbardziej znany dworzec na świecie! Choć widziałam go w niejednym filmie, to najbardziej w głowie utkwił mi dzięki serialowi Plotkara. A Wam? Kolejny budynek robiący na mnie niesamowite wrażenie! Ludzie, tablice informacyjne w starym stylu, wielkie okna i ogromna amerykańska flaga rzucająca się w oczy, gdy tylko przekroczysz próg dworca. Wszyscy się gdzieś śpieszą, ktoś strzela zdjęcie, ktoś kucnął na środku i wiąże buta, a jeszcze ktoś inny stoi i na coś czeka – tak zapamiętałam to miejsce.
I to właśnie tam spotkała mnie niesamowicie miła sytuacja. Pierwszy raz w życiu ktoś do mnie podszedł i z uśmiechem na ustach powiedział „Hej, świetne masz buty! Gdzie je kupiłaś?”. Oczywiście po angielsku :) Nie byłoby to niczym niezwykłym, gdyby nie fakt, że tym kimś był ciemnoskóry chłopak, a moje buty były różowe. I wiesz co? Do końca wyjazdu dumnie patrzyłam na swoje buty, a dziewczyna komplementująca je w jednym ze sklepów w Los Angeles jeszcze bardziej zachęciła mnie, by ciągle je nosić.
Nasza lista miejsc do zwiedzenia była długa. Wielu punktów nie udało się zobaczyć, np. Central Parku czy widoku o zachodzie słońca z Top of the rock. Niespodziewanie rozłożyła nas choroba i cały jeden dzień przeleżeliśmy w łóżku. Ale nie żałujemy! Przynajmniej mamy po co tam wracać!
Ale muszę Ci się do czegoś przyznać. Choć zwiedziłam już kilka pięknych państw, to właśnie w Nowym Jorku poczułam, że urodziłam się w złym miejscu. Od razu pokochałam to miasto, tych śpieszących się ludzi i hałas dookoła. Jako fotograf miałabym tyle miejsc pod sesje, których tu w Polsce czasem mi brakuje. Trzeba być po prostu mną, by zachwycać się drabinką przeciwpożarową przy starej kamienicy, dźwiękiem straży pożarnej i klaksonów samochodowych czy po prostu studzienką, z której wydobywa się para (jak w filmach!). I gdy słyszę, że ktoś nie lubi Nowego Jorku właśnie przez ten szum czy ogromne korki to aż mi się żal robi, bo ja właśnie to najbardziej lubię.
Zawsze marzyłam, by polecieć do Nowego Jorku jesienią, gdy wszystko będzie pomarańczowe i koniecznie poczuć tę atmosferę podczas Halloween. Przylecieliśmy 6 listopada, czyli parę dni po Halloween, ale jeszcze gdzieniegdzie były pozawieszane pajęczyny i różnego rodzaju ozdoby. A żółte drzewa? Mało, ale przecież jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Artykuł USA Travel Diary – Nowy Jork pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>Artykuł 5 ulubionych miejsc na Cyprze pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>W poprzednim poście pisałam Wam o tym, co warto wiedzieć przed wylotem na Cypr, a dziś chcę się z Tobą podzielić listą 5 ulubionych miejsc na Cyprze!
Ktoś, kto był już na Cyprze, pewnie nie będzie zaskoczony, że umieszczam tak wysoko słynną Skałę Afrodyty (około 25km na południe od Paphos). Uwierz mi, jest to jeden z najbardziej zapierających dech w piersiach widoków, które miałam okazję w życiu oglądać. Nie bez powodu umieszcza się ją na pierwszych stronach w przewodnikach po Cyprze. Sama skała jak to skała – duża, jasna, oddzielona niewielką plażą od reszty półwyspu. Ale pięknie turkusowa woda sięgająca po horyzont, plaża pełna białych drobnych kamyczków, droga pełna zakrętów i sucha roślinność robią swoje. W tym miejscu roi się od turystów chcących zrobić zdjęcie jakich pełno w internetach. Ale tym razem możemy im wybaczyć, bo miejsce jest naprawdę cudowne!
Niedaleko skały jest wybetonowane miejsce, na którym można zatrzymać się autem i podziwiać widoczek. Raz mieliśmy to szczęście i spotkaliśmy mobilną lodziarnię (wiesz, takie autko jak z amerykańskich filmów, oklejone kolorowymi grafikami i w których gra taka śmieszna muzyczka). Nie sądziłam, że w takim miejscu zjem najpyszniejsze lody cytrynowe na świecie!
Kolejne miejsce idealne dla fanów pięknych widoczków. Znajduje się 17 km na północ od Paphos. O tym miejscu przeczytałam na jednym z blogów podróżniczych i pewnego wolniejszego popołudnia postanowiliśmy je odwiedzić. Niestety nie udało nam się wejść do wody, bo przyjechaliśmy bez kostiumów. Po prostu nie spodziewaliśmy się aż takiej atrakcji. Woda przy klifie jest obłędnie turkusowa! Jest też kilka naturalnie powstałych jaskiń, do których można wpłynąć i następnym razem na pewno to zrobię. W jednym z przewodników przeczytałam, że z klifów można swobodnie skakać do wody, ale chyba na to bym się i tak nie zdecydowała. Ale zrobić sesję w takim miejscu – marzenie!
I drobna uwaga – nie nakładajcie białych butów, bo od razu będą nadawały się do prania.
Okolice klifu pokryte są taką czerwoną ziemią, którą nie da się nie pobrudzić, choć naprawdę się starałam.
Nigdy nie byłam fanką gór. Odkąd sięgam pamięcią wolałam leżeć plackiem na plaży niż nałożyć odpowiednie buty i iść na wycieczkę wymagającą ode mnie trochę wysiłku. I pewnie cypryjskich gór Troodos też bym nie zwiedziła, gdyby nie to, że na samą górę można wjechać autem :)
Góry Troodos znajdują się mniej więcej półtorej godziny drogi na północny wschód od Paphos. Przyznaję się bez bicia, że nie zwiedzaliśmy klasztorów i innych tego typu atrakcji, więc nie możemy polecić, co konkretnie warto tam zobaczyć. Tym razem woleliśmy skupić się na widokach i Matce Naturze i się nie zawiedliśmy! Niesamowicie zaskoczona byłam tym, że mimo tego, że cały Cypr jest strasznie wysuszony i kamienisty to krajobrazy górskie są cudownie zielone – jakby dół i góra to były dwa różne miejsca. Po drodze minęliśmy kilka winnic i specjalnych miejsc, przy których można się zatrzymać i podziwiać widoki. Przy wjeździe na górę warto zwracać uwagę na ukryte szlaki, które między drzewami prowadzą w naprawdę tajemnicze miejsca. Choć nasza wycieczka w góry Troodos nie trwała zbyt długo, na pewno kiedyś wrócę w to miejsce z lepszym obuwiem i zwiedzę jego wszystkie zakamarki.
Niestety nie powiem Ci jak tam trafić, bo nie mam pojęcia jak sama się tam znalazłam, naprawdę! :)
Jednym z punktów na liście miejsc do zwiedzenia na Cyprze był Kurion, więc wybraliśmy się na małą wycieczkę. Gdzieś blisko Kurionu (tak mi się zdaje) zatrzymaliśmy auto, przeszliśmy nielegalnie przez barierkę i znaleźliśmy niesamowite miejsce z widokiem na pobliską plażę i turkusową wodę. Zdjęcie niestety nie oddaje całego klimatu miejsca, które jest dość niebezpieczne – wyobraź sobie, że tam gdzie kończy się kamień, jest przepaść.
Kiedyś Wam już wspominałam o tym miejscu przy wpisie o Malcie. Jedna z najlepszych knajpek z owocami morza! Za każdym razem, gdy jesteśmy na Cyprze, Ocean Basket znajduje się na szczycie naszych miejsc do odwiedzenia. Za każdym razem jestem zachwycona wystrojem knajpki, który nawiązuje do morza. Biało – granatowa kolorystyka, liny, kotwice, siatki rybackie i tym podobne rzeczy. Co do smaku potraw – jestem wybrednym człowiekiem, a nigdy nie wyszłam stamtąd głodna. I często mam również problem, by zdecydować się na jedną potrawę.
Poza Cyprem, knajpka znajduje się jeszcze w takich państwach jak Malta, Dubai, Kenia, Mauritius itp.
Przed nami jeszcze mnóstwo miejsc do zwiedzenia! Jeśli byłeś na Cyprze i jest coś, co możesz nam polecić, koniecznie daj znać. Kto wie – może na kolejną podróż znów wylecimy na Cypr? :)
Artykuł 5 ulubionych miejsc na Cyprze pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>Artykuł Co warto wiedzieć przed wylotem na Cypr? pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>Dziś przychodzę do Was z kilkoma faktami i wskazówkami przed wylotem na jedną z moich ulubionych wysp. Są to rzeczy, które warto wiedzieć, by wyruszyć w podróż jak najlepiej przygotowanym i by w pełni cieszyć się z wycieczki. Wyspa podzielona jest na dwie części: Cypr Północny (część turecka) i Cypr Południowy (część grecka), który zwiedziliśmy. Zaznaczam, że mój post dotyczy tylko Cypru Południowego.
Jeśli interesują Cię inne informacje o Cyprze, np. moje ulubione miejsca to koniecznie zerknij na TEN post.
Na Cyprze mamy możliwość płacenia euro i w większości sklepów można płacić najpopularniejszymi kartami typu Visa, Mastercard czy American Express. Ceny są przeróżne, pewne rzeczy są droższe niż u nas, inne tańsze, ale ogólnie nie jest tak źle. Koszt wody to około 50 centów, przepyszny naleśnik w przydrożnej knajpce 3 euro, litr benzyny ok. 1,20 euro, obiad w restauracji od 7 euro w górę, gałka lodów ok. 2 euro. Owoce! Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jakie tam są przepyszne arbuzy! Koszt jednego ogromnego arbuza to mniej więcej 5 euro, ale zjadasz go cały tydzień. Świeże soki pomarańczowe również są dużo tańsze niż u nas, ich cena to około 2 euro, przy czym woda w restauracji jest niewiele tańsza (ok. 1,5 euro). Chodząc w dwie osoby na obiad do restauracji wychodziliśmy z rachunkiem mniej więcej 30 euro + napiwek za dwa gyrosy z frytkami i napojami.
Mimo tego, że oficjalnym językiem na Cyprze jest grecki lub turecki, większość mieszkańców zna język angielski i nie ma najmniejszego problemu, by się porozumieć. Niektórzy znają również język rosyjski i niemiecki, więc na pewno znajdziesz sposób, by się dogadać.
Na szczęście w czerwcu został zniesiony roaming i już teraz możemy korzystać ze swojego telefonu komórkowego podczas podróży do dowolnego kraju Unii Europejskiej bez ponoszenia dodatkowych opłat. Uff! Ja zgodnie z warunkami swojej oferty miałam bezpłatne połączenia i smsy oraz 4,42GB internetu do wykorzystania. Informacje o swojej ofercie uzyskasz smsem, który przyjdzie do Ciebie po przekroczeniu granicy.
Cypryjskie gniazdka elektryczne różnią się trochę od naszych, dlatego warto wcześniej zaopatrzyć się w odpowiednią przejściówkę. Na Cyprze są prostokątne gniazdka angielskie z trzema bolcami, a napięcie wynosi 240V.
Warto zaopatrzyć się w sporą ilość olejków do opalania i na wszelki wypadek również produktów przeciw oparzeniom. Temperatura latem wynosi nawet 41 stopni i słońce niesamowicie szybko spala skórę. Warto również wykupić ubezpieczenie przed wyjazdem, bo w takim klimacie bardzo łatwo o udar lub zatkanie uszu pływając w basenie – ludzie wchodząc do wody często mają na sobie różnego rodzaju kremy i olejki, które rozpuszczają się w basenie i ich nie widzimy.
Ale wielkie słońce ma też swoje plusy – tydzień na Cyprze wystarczy, by wrócić do domu z piękną opalenizną :)
Jeśli chcecie zobaczyć najpiękniejsze miejsca na Cyprze, warto wypożyczyć auto. Najcudowniejsze widoki są spory kawałek od miasta i naprawdę są warte zobaczenia. Jadąc autostradą z Larnaki do Paphos po lewej stronie mijamy cudownie niebieską wodę, a po prawej żółte i beżowe kamieniste góry i wniesienia – to, co najbardziej zachwyca mnie na Cyprze i za co nie trzeba płacić ani grosza.
Wypożyczyć auto można na lotnisku, jednak lepiej zarezerwować je wcześniej przez internet, by później po wylądowaniu nie czekać zbyt długo w kolejce i żeby nie było żadnych problemów. Osoby, które decydują się wypożyczyć auto powinny mieć ukończone 21 lat i ważne prawo jazdy. Warto pamiętać, że na Cyprze obowiązuje ruch lewostronny. Auta należące do wypożyczalni mają czerwone tablice rejestracyjne, więc nie sposób takiego kierowcy niezauważyć. Cena wypożyczenia zależna jest od pory roku oraz modelu auta – w okresie wakacyjnym warto wziąć pod uwagę automatyczną klimatyzację, bo czasem robi się naprawdę goooorąco.
Podczas trzech ostatnich pobytów mieliśmy okazję zwiedzić kilka plaż. Większość z nich jest kamienista lub gliniasta. Przy wejściu do wody też mogą znajdować się małe kamyczki, które kaleczą stopy, dlatego dobrym pomysłem jest zakup specjalnych butów, w których można pływać bez problemu. Dodatkowo we wszystkich poradnikach i przewodnikach możecie znaleźć wzmiankę o Nissi Beach w Ayia Napa, która jest zdecydowanie najładniejszą plażą na Cyprze. Wokół niej jest mnóstwo knajpek i sklepów, można wypożyczyć leżaki, skorzystać z prysznica i przebieralni. Piasek jest czysty, a przy wejściu do wody nie natkniemy się na niepotrzebne kamienie. Kolejną polecaną i bardzo podobną plażą jest Makronissos Beach – turkusowa woda, czysty piasek, leżaki i parasole, a dookoła sklepiki. Z racji tego, że obie plaże mieszczą się w okolicach Ayia Napa – miasteczka, które słynie ze świetnych imprez i dyskotek – często od samego rana jest już na nich tłoczno i gwarno.
Podczas trzech wyjazdów na Cypr mieliśmy okazję zwiedzić mnóstwo plaż, nie tylko w rejonie Agia Napa. Pierwszą plażą, na którą z przyjemnością będę wracać, jest Riccos Beach (6km na południe od Paphos), na której spędzaliśmy większość czasu parę lat temu. W okresie wakacji na plaży można spotkać koło 30 osób maksymalnie, a poza sezonem raz na jakiś czas ze dwóch ludzi. Małym minusem są malutkie kamyczki przy wejściu do wody, ale niewielkie fale i piękne widoki wszystko rekompensują. Z kolei Coral Bay (10km na północ od Paphos) zachwyciła mnie swoim położeniem – po obu stronach plażę otaczają skaliste półwyspy. Na plaży jest mnóstwo leżaków i parasolek, ale jest też miejsce na rozłożenie własnego ręcznika. Poza tym turkusowa woda i spore fale sprawiają, że aż człowiekowi nie chce się wychodzić na brzeg :) Kolejną plażą, którą odwiedziliśmy, to Venus Beach (3km od Paphos, mała kamienista plaża, czysta woda, spore fale, mało ludzi) z widokiem na wrak statku.
A Wy byliście już na Cyprze? Co według Was warto jeszcze wiedzieć przed wylotem na Cypr?
Artykuł Co warto wiedzieć przed wylotem na Cypr? pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>Artykuł Ulubieńcy z podróży na Kubę – kosmetyki, okulary i książki pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>
Przyznam szczerze, że do tej pory używałam szamponów tylko z firmy Batiste, ale w sklepie okazało się, że został tylko jeden z Aussie. Zaryzykowałam i kupiłam go, bo nie byłam pewna, czy będę jeszcze miała czas, by wstąpić do innego sklepu przed wyjazdem. Początkowo nie byłam zachwycona – mega słaby zapach produktu w porównaniu do konkurencji. Po pierwszym użyciu zmieniłam zdanie – włosy podniesione przy głowie na dłużej, trochę sztywne, ale to akurat mi nie przeszkadzało i nawet zapach zaraz po aplikacji szybko się ulotnił. Szampon kupiłam w wersji mini na podróż i wystarczył na 3 użycia.
*
Ostatniego dnia przed wyjazdem udało mi się wstąpić do Rossmanna i finalnie również suchy szampon od Batiste znalazł się w mojej podręcznej kosmetyczce. Z wersją Cherry spotkałam się pierwszy raz i jest to zdecydowanie moja ulubiona wersja tego szamponu! Zapach jest nieziemski i utrzymuje się kilka godzin! Szampon wystarczył na 5 aplikacji – okazało się, że nie było potrzeby używać tego produktu na włosy tak dużo co szamponu Aussie. Produkt dobrze unosi włosy i je odświeża.
______
Wiadomo, nic nie zastąpi zwykłego mycia włosów, ale lot na Kubę trwa około 11 godzin. Gdy tylko dotarła do mnie ta informacja, na mojej liście rzeczy do kupienia od razu znalazł się suchy szampon. Poza samym lotem, człowiek siedzi 2-3 godziny na lotnisku, a potem jeszcze godzina zanim znajdzie się w hotelu, więc nie ma opcji, żeby włosy pozostały świeże.
O miniaturce tego balsamu pisałam już rok temu również w poście o ulubieńcach. My, śmieciarze, mamy to do siebie, że gromadzimy różne fajne rzeczy, bo „kiedyś na pewno się przydadzą” i właśnie ten balsam ukryty był na dnie pudełka z kosmetykami. Sprytne go ukryłam właśnie na taką okazję jak podróż, bo jego rozmiar jest idealny do samolotu. Balsam okazał się niesamowicie wydajny i wystarczył mi na całe 12 dni.
Żel kupiony na wszelki wypadek i korzystałam z niego raptem dwa razy, ale zdążyłam sobie wyrobić opinię. Nie wysusza, nie pozostawia zapachu i szybko się wchłania. Nie wierzę w to zabijanie bakterii, szczególnie, że nie trzeba użyć wody, ale produkt przydał się w sytuacji awaryjnej.
Moje nowe odkrycie, ale najmniej polecane z grupy kosmetyków z dzisiejszego posta. Pomadka ochronna do ust, która co prawda nawilża, ale nie zauważyłam dodatkowych właściwości ochronnych (a może aż tak dobrze chroniła? :D). Ma przyjemny zapach, jest bezbarwna i nie zostawia żadnego osadu. Jest trochę lepiąca jak inne pomadki ochronne, ale myślę, że dam jej jeszcze jedną szansę.
Do firmy Eveline miałam ogromną niechęć po odżywce do paznokci 8w1, która niesamowicie zniszczyła mi płytkę. I pewnie na ten żel również bym się nie zdecydowała w sklepie, ale znalazł się w mojej kosmetyczce dzięki M. I wiesz co? Jest to zdecydowanie mój ulubiony kosmetyk z tego wyjazdu! Gdy już drugiego dnia się spiekłam, żel przyniósł mi ogromną ulgę. Chłodzi zaraz po nałożeniu na skórę, ma przyjemny zapach i jego jedynym minusem jest to, że na początku trochę się lepi. Później można spokojnie nakładać na niego ubrania. Do tej pory nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje.
Kolejne podróże tylko z tym żelem!
*
Moi ulubieńcy, z którymi nie rozstaję się od dłuższego czasu i których zawsze polecam.
Wspominałam o nich również w poście o wakacyjnych ulubieńcach sprzed roku. Choć na samym początku zachwycałam się tym pomarańczowym, teraz wszędzie zabieram ze sobą ten różowy. Różnią się przede wszystkim tym, że ten różowy ma mnóstwo drobinek brokatu, dzięki czemu posmarowane olejkiem nogi przepięknie się błyszczą. Olejki wspaniale pachną, co czasem przyciąga w nasze okolice różne robaczki (jak ja nienawidzę robaków!), ale da się wytrzymać :) Gdy jestem na plaży, kilka kropel wsmarowuję również w moje rozjaśnione i wysuszone od słońca końcówki włosów. Oczywiście olejek wykorzystuję również przy sesjach fotograficznych, by nogi i ręce modelki wyglądały zdrowo.
Bardzo polecam!
Wstyd się przyznać, ale to dopiero pierwsza książka Cobena, którą udało mi się przeczytać. Tak, wiem, wszyscy kojarzą jego książki, ale ja nigdy nie umiałam się za nie zabrać.
Książkę pochłonęłam w sumie w 1,5 dnia. Od początku wciąga, zaczynasz czytać ją wszędzie i szukasz pretekstu, by tylko ją otworzyć. Świetna historia, po pewnym czasie trochę przewidywalna, ale mimo wszystko brniesz dalej. Sama końcówka zaskakuje. Główną bohaterkę lubiłam od początku, dlatego na końcu było mi dwa razy smutniej.
Bardzo się cieszę, że moją przyjaźń z Cobenem rozpoczęłam od tej książki, bo chcę więcej, więcej, więcej. Już w Biedronce udało mi się wypatrzeć jego kolejne powieści, więc zacieram dłonie i czekam na przypływ gotówki.
*
Filmową adaptację książki chciałam obejrzeć już dawno, wiec niesamowicie się ucieszyłam, gdy w moje ręce najpierw wpadła książka! Jestem fanką kolejności czytanie i oglądanie, a nie na odwrót.
Kolejna powieść przeczytana w dwa dni. Historia trochę „rozlana”, sporo opisów miejsc i krajobrazów, przez które chciałoby się przeskoczyć dalej. Główny bohater wydawał mi się trochę mdły, ale jego żonę polubiłam od razu i czytanie o jej złych decyzjach i braku szczęścia było jeszcze bardziej wciągające. Aż się popłakałam na końcu! Książka raczej dla kobiet, faceci sięgną po nią tylko po to, by obejrzeć okładkę :)
Na sam koniec zostawiłam swoich modowych ulubieńców – okulary!
Większość kobiet kolekcjonuje buty, torebki, sukienki i tym podobne. Ja całe życie zbierałam pocztówki, aż w końcu złapała mnie mania na okulary. Im większe i bardziej kolorowe, tym lepiej! Obecnie w mojej kolekcji jest dokładnie 27 par (kiedyś pokażę Wam wszystkie), z czego 16 sztuk od PaczePacze.
Na zdjęciu przedstawiam Wam moich pięciu ulubieńców. Czarne klasyczne towarzyszą mi najczęściej, bo pasują do wszystkiego. Błękitne dostałam od Sióstr ADiHD i nie sądziłam, że kiedykolwiek odważę się pokazać w takim kolorze, ale teraz są moim oczkiem w głowie. Czarne okulary z jasnymi różowymi szkłami zawsze mam w torebce „na czarną słoneczną godzinę”. A pozostałe dwie pary – te z różowymi lustrami – pochodzą z najnowszej kolekcji PaczePacze i gdy tylko zobaczyłam je na ich instagramowym profilu 4 dni przed wylotem na Kubę, wiedziałam, ze muszę je mieć!
Ulubieńców z podróży było jeszcze kilku, ale nie na tyle dobrych, by Wam je przedstawiać. Niedługo na blogu pojawi się również fotorelacja z cudownej Kuby.
Wspaniałego! dnia!
Artykuł Ulubieńcy z podróży na Kubę – kosmetyki, okulary i książki pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>Artykuł Wakacje na Malcie pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>To nasz czwarty spontaniczny wyjazd we dwoje i daję mu 5 gwiazdek! Za świetny klimat, wspaniałych ludzi, niesamowite widoki i za najlepszą pizzę jaką jadłam. Nic nie sprawia takiej przyjemności jak kąpanie się w czystej morskiej wodzie czy po prostu spacery w upalny dzień, po których wiesz, że na pewno ramiona masz przypieczone. Bo u nich to jest tak fajniej, inaczej! Wszędzie dominują piaskowe kolory budynków, między którymi przebija się widok na morze lub zatokę.
Na Maltę polecieliśmy tylko we dwójkę i zatrzymaliśmy się w hotelu z niezbyt wysokim standardem, ale przynajmniej w samym centrum St. Julian’s. Wszędzie mieliśmy blisko – 10min na plażę, 3min na przystanek autobusowy, 10min do najlepszej pizzerii, 2min do sklepu i 10min do większego marketu. Pokoje były codziennie sprzątane, mieliśmy własną kuchnię (śniadania robiliśmy sobie sami) i nieograniczony dostęp do basenu, w którym spędzaliśmy czas, gdy byliśmy zbyt zmęczeni, by iść na plażę. Do tego miła obsługa! Kurcze, nigdy nie spotkałam tak miłych ludzi jak na Malcie! Możecie mi wierzyć lub nie, ale w Polsce bardzo rzadko spotyka się ludzi, którzy uśmiechają się do Ciebie, gdy napotkają Twój wzrok :)
My zdecydowaliśmy się na zaplanowanie wyjazdu samemu, ale teraz Rainbow ma ciekawe oferty na podróż na Maltę i pewnie następnym razem skorzystamy z tego, co proponują. Planowanie samemu wszystkiego jest bardzo fajne, ale gdy ma się ograniczony czas i niekiedy również ograniczone fundusze to pojawia się kłopot i atrakcji szuka się na ostatnią chwilę. A z gotowymi ofertami jest taki plus, że czasem możecie złapać naprawdę okazyjne last minute. Wychodzi taniej i człowiek nie musi martwić się, czy na pewno dobrze zarezerwował hotel i przeloty. Dlatego ostatnio polubiliśmy się z biurami podróży na facebooku i tam też śledzimy, co mają nowego w swojej ofercie.
PS. Malta jest świetnym miejscem na oświadczyny lub podróż poślubną dzięki swojemu romantycznemu klimatowi, który nadają wąskie uliczki miasteczka. Panowie, weźcie to pod uwagę!
Lot trwa 3 godziny, więc da się wytrzymać. My wykupiliśmy sobie dodatkowo miejsca przy wyjściu awaryjnym, by mieć więcej miejsca na nogi. Nawet trafiło się tak (w obie strony), że siedzieliśmy tylko we dwójkę na 3 siedzeniach, więc było dwa razy przyjemniej.
Komunikacja miejska jest tak dobrze zorganizowana i przemyślana, że bez problemu dostaniesz się w każde zaplanowane miejsce. Jak nie autobusem to na pewno statkiem. Autobusy są wyposażone w klimatyzację, dzięki czemu na wybrane miejsce na pewno nie dojedziesz z mokrą koszulką :) Na Malcie można kupić bilet czasowy (2h za 2€), jednak my zdecydowaliśmy się na kartę z ilością przejazdów (12 przejazdów za 15€).
Jeśli owoce morza to tylko tam! Ocean Basket polecałam przy relacji z Cypru, a w lipcu tego roku otworzyli ją również na Malcie, więc nie było mowy, żeby się tam nie wybrać. Znajdziesz tam nie tylko owoce morza, ale również filety rybne dla takich wybrednych osób jak ja :) Autobusem 30min od St Julian’s.
Fontanna, mnóstwo drzew, przez które przebija się słońce i pan grający na harmonijce – co za wspaniały klimat! I wspaniałe widoki na cały port. Takie must see podczas podróży na Maltę.
Malta słynie niestety z braku piaszczystych plaż, ale z opalaniem się nie ma problemu. Plaża w St Julian’s to jedyna plaża w okolicy. Minusem jest to, że nie jest piaszczysta, a małe kamyczki wbijają się w stopy po wyjściu z morza, ale przynajmniej łatwiej je później strzepać niż piasek. Zawsze patrz na jaśniejszą stronę życia! Bo widok z plaży na fort wynagradza wszystko. Polecam kupić sobie odpowiednie gumowe lub materiałowe buty do wody, by przyjemniej się pływało (koszt około 30zł).
Uwierz mi, Capriciose jadłam już w naprawdę wielu miejscach, ale nigdzie nie smakuje tak jak w Ir Roknie w St Julian’s! Jednak dokładnie ta pizza ze składnikami szynka, ser, pieczarki na Malcie nazywa się Funghi (czy. fungi), bo do Capriciosy dodają jajko. Koniecznie musisz jej spróbować! Rodzinna knajpka ma swój świetny klimat.
Dla mnie numer 1 na liście atrakcji. Tylko koniecznie zabierz ze sobą maskę, by móc podziwiać to, co jest pod wodą! Nigdy nie byłam w piękniejszym miejscu. Nie będę Ci opisywała wszystkiego, ponieważ musisz to zobaczyć na żywo. Żadne słowa nie oddadzą tego, co tam zobaczysz :) Aż żałuję, że nie miałam tam żadnej modelki, by zrobić sesję, bo byłaby to najlepsza sesja w życiu.
Tydzień na Malcie minął szybciej niż myślałam. Oprócz wspomnień przywiozłam również ładną opaleniznę i trochę za mały kapelusz :) Uważam, że naprawdę warto choć raz w życiu wybrać się na tą małą wysepkę. Co prawda, nigdy nie marzyłam o wyjeździe właśnie tam i gdyby nie spontaniczna decyzja i znalezienie dobrego lotu to pewnie nigdy bym tam sama z siebie nie pojechała. Ale nie żałuję! Malta jest mieszaniną Włoch, trochę Wielkiej Brytanii i trochę Afryki, czyli tego, co lubię najbardziej :) I co najważniejsze – biura podróży takie jak Rainbow dają naprawdę fajne oferty na wakacje na Malcie, z których warto skorzystać.
Artykuł Wakacje na Malcie pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>Artykuł 15 piosenek na idealną podróż pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>
W pokoju panuje bałagan. Walizka plącze się pod nogami wciąż otwarta. Biegasz po domu, szukając wzrokiem rzeczy, których nie możesz zapomnieć. Wrzucasz sukienkę, której na pewno nie założysz i buty, w których od miesięcy nie chodziłaś, bo coś Cię tam uwierało – ale może się przydadzą. Sprawdzasz listę rzeczy do wzięcia przygotowaną dzień wcześniej. Szczoteczka do zębów, ładowarka, karta pamięci – są. Skarpetki, majtki, druga para spodni – obecne. Książka na drogę, tabliczka czekolady i termos z herbatą – również spakowane. Siadasz, skaczesz na walizce, próbując ją zamknąć. I właśnie wtedy zdajesz sobie sprawę, że nie nagrałaś płyty na drogę, a czasu na szukanie odpowiednich piosenek już nie masz.
I wtedy wkraczam ja z moją ulubioną listą 15 piosenek na idealną podróż!
A teraz Twoja kolej! Pochwal się, jaka piosenka byłaby idealna na Twoją wymarzoną podróż :)
Artykuł 15 piosenek na idealną podróż pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>Artykuł Cyprus Travel Diary pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>Początkowo nic nie wskazywało na to, że będzie tak przyjemnie!
Sprawdzanie pogody (20 stopni na Cyprze to ciepło czy zimno?), pakowanie walizek (wziąć krótkie spodenki czy może jednak długie?) i planowanie transportu (wypożyczyć auto czy nie?). Nikt z nas wcześniej nie był na Cyprze w listopadzie, więc ciężko było nam przewidzieć cokolwiek. Nawet internauci nie pomogli, bo przecież gusta są różne: jednemu się podobało, a inny zamieniał się w marudę.
Nadszedł długo wyczekiwany 25 listopada. Kiepska pogoda w Polsce sprawiła, że jeszcze szybciej chcieliśmy znaleźć się na cypryjskiej plaży. Walizki ciężkie od masy ciuchów, kosmetyków i książek. Startowanie, lot i lądowanie – chyba nigdy mi się nie znudzi :)
Tydzień na Cyprze minął zdecydowanie za szybko. Mimo zimnej wody, udało nam się wykąpać w morzu, a dwudziestostopniowa pogoda pozwoliła nam chodzić w krótkich spodenkach. Jako osoba uzależniona od aparatu, kartę pamięci zapełniłam po dwóch dniach. Mimo oglądania w internecie zdjęć z Paphos, do którego się wybieraliśmy, na miejscu nie byłam zawiedziona – wszystkie te wspaniałe miejsca ze zdjęć, na żywo wyglądały jeszcze lepiej! Było budowanie zamków z piasku, sporo uśmiechu i wspaniałych chwil. Czy pojechałabym jeszcze raz? Zdecydowanie tak!Świetne wspomnienia i zapełnione karty pamięci – to najważniejsze rzeczy, które ze sobą przywiozłam!
Podsumowanie:
1) Wypożycz auto
Jeśli jedziesz na więcej niż 3 dni, bez auta strasznie się zanudzisz. My byliśmy w Larnace i w Paphos i oczywiście chodziliśmy na piechotę na obiad czy śniadanie, ale jeśli chcesz zobaczyć naprawdę piękne widoki, musisz być mobilny.
2) Weź ciepłe ubrania
Wielkim minusem naszego wyjazdu były zimne noce – hotele, co prawda, mają ogrzewacze, jednak nie na tyle mocne, by ogrzać pokój, który stał przez ostatnie dwa miesiące pusty. U nas było do tego stopnia zimno, że spałam w długich jeansach i kurtce zimowej przywiezionej z Polski na wszelki wypadek.
3) Morze wcale nie jest takie zimne
Nie wiem, czy dlatego, że bardzo tęskniliśmy za takim pływaniem, czy naprawdę morze nie było zimne, ale daliśmy radę znieść nie za wysoką temperaturę wody. Co prawda, wchodziliśmy tylko na 5-10 minut do wody, ale było warto!
4) Weź ze sobą buty, które możesz włożyć do wody
Minusem pływania są kamyczki. Czasem nawet na plaży leży ich tak dużo, że można się zranić. Ja się nie przygotowałam – wzięłam tylko sandałki, których nie chciałam moczyć, więc do wody wchodziliśmy z chłopakiem na zmianę, bo tylko on miał odpowiednie klapki.
5) Koniecznie spróbuj Vimto
Vimto to niegazowany soczek, który na pewno nie pochodzi z Cypru, jednak ja spróbowałam go dopiero tam i chyba ten smak zawsze będzie mi się kojarzył w tymi wakacjami w listopadzie. Aż mi ślinka cieknie na samą myśl! :)
6) Ocean Basket
Knajpka, gdzie możesz zjeść przepyszną i świeżą rybkę! Przyznaję się bez bicia, że ja zamówiłam tam paluszki rybne, bo nie jestem fanką takiego jedzenia, ale mój chłopak – smakosz nad smakoszami – który jadał w swoim życiu w niejednym miejscu, bardzo poleca! Ocean Basket to sieciówka i jest dostępna w Paphos i Larnace.
7) Porto Bello
Gdy masz już dość jedzenia przez cały czas ryb, krewetek i innych tego typu rzeczy, polecam Ci knajpkę Porto Bello w Paphos. Pyszna pizza i pyszny makaron! I klimatyczny wystrój lokalu.
Artykuł Cyprus Travel Diary pochodzi z serwisu Lifestyle blog by Fiorka.
]]>